Czwarta zasada TUCUM: zaangażowanie na rzecz innych

Na krzywdę innych reagują wszyscy – choćby okolicznościowym wzruszeniem. Cóż dopiero TUCUMowicze;) Ale w naszej kolejnej Zasadzie nie chodzi o to by jedynie być miłym, kulturalnym, czy dobrym człowiekiem. Tu chodzi o Miłość. Żeby to odkryć trzeba na serio i mocno „wejść” w pierwsze zasady, czyli zaprzyjaźnić się z Panem Bogiem, poznawać Go na kolanach, odkrywać Go w Słowie, zapraszać do WSZYSTKICH spraw i aspektów życia, dopiero wtedy można naprawdę zacząć żyć tą zasada. Jest ona konsekwencją przyjaźni i odpowiedzią na Miłość a nie aktywizmem…

TUCUMowicz, który się modli nie ogranicza swojego zaangażowania do akcji „lubię to”, czy „wyklikaj żywność”, czyli akcji, które nic nie kosztują… Nie ogranicza się także do okazjonalnego „świadczenia dobra” – przy okazji rekolekcji czy warsztatów…

Oczywiście spotykamy każdego dnia wiele możliwości zaangażowania, wiele akcji – którą wybrać? Jak odróżnić wolontariat zbudowany na oświeceniowym humanizmie od wolontariatu zbudowanego na ewangelicznej Miłości? Przecież równie łatwo przedefiniować ekologię, czy pomylić tolerancję z Miłością… No właśnie… W tym względzie służą nam pomocą pierwsze zasady i wierna przyjaźń z Panem Bogiem – szukanie Go we wszystkim, co robimy, czego się podejmujemy, oddawanie Mu chwały i uwielbianie Go! TUCUMowicz, który się modli, tzn., który żyje na serio i na maxa pierwszymi zasadami – nawet jeśli upada, to do nich wraca, i wtedy kocha Pana Boga – całym swoim sercem, całym swoim umysłem… kocha siebie, potrafi akceptować swoje ograniczenia, twórczo wykorzystywać swoje mocne strony i równie mocno kocha drugiego człowieka, po prostu odkrywa Chrystusa w każdym napotkanym człowieku. Oczywiście bywa to trudne… Bardzo często na początku naszej TUCUMowskiej drogi trafiamy do Domu Pomocy Społecznej w Krakowie. Pierwszy raz jest wymagający. Z jednej strony trzeba przełamać w sobie pewne bariery: schematy myślenia i wyobrażenia, czasami także odrazę, nieufność i lęk Po kolejnych spotkaniach młodzi zgodnie podkreślają, że tak naprawdę o wiele więcej otrzymują niż dają, ale świadectwo mieszkańców DPSu pozwala na stwierdzenie, że te spotkania są wzajemnym obdarowywaniem – uczą czegoś o sobie samym, a także odkryć nieznaną rzeczywistość cierpienia. To doświadczenie wolontariatu z Krakowa dla wielu TUCUMowiczów jest początkiem zaangażowania w taką działalność w ich środowiskach. Nie tylko w DPSach, czy Domach Dziecka, ale co równie trudne – we własnych domach. Dziwne? Paradoksalnie, ale bardzo trudno jest kochać tych co są najbliżej, na wyścignięcie ręki – najtrudniej odkrywać Chrystusa w młodszym, wymagającym troski rodzeństwie, chorych dziadkach w domu, czy rodzicach. O wiele łatwiej być wolontariuszem podczas spektakularnej akcji, najlepiej wśród fleszy, o wiele trudniej zostać wolontariuszem we własnym domu – gdy nikt nie widzi… trudno odkrywać Chrystusa we własnym wrogu… a po co? I nie odpowiem, wzorem gimnazjalisty: a bo tak:), ale: „aby każdy miał życie i miał je w obfitości. Amen”.

Z pamiętnika TUCUMowicza

Kiedy u Kombo dowiedziałam się o popołudniowym wyjściu do DPSu, to cały dzień kombinowałam, co zrobić, żeby się wykręcić. Dlaczego? Po prostu się bałam. Bałam się ludzi, których tam miałam spotkać, swoich reakcji… To pierwsze wyjście do DPSu wpłynęło w znaczący sposób nie tylko na moje życie. Nie ma patosu w tym stwierdzeniu, to konkret mojej codzienności. Ale po kolei. To wyjście nie tylko kazało mi pokonać kilka schematów i lęków w sobie, dało początek ciekawym relacjom. Ja wtedy pierwszy raz w życiu powiedziałam Bogu świadomie: dziękuję. Nie dlatego, że porównałam się z kimś, kto ma gorzej, nie! Ale dlatego, że poznając inny świat, zrozumiałam, że wartość życia, poczucie radości i szczęścia wykraczają daleko poza chorobę, cierpienie, wygląd, wagę, status społeczny… Dlatego od tamtej pory jestem wolontariuszką w Domu Dziecka. W tym roku zdawałam też rozszerzona maturę z biologii i chemii, bo postanowiłam studiować medycynę. Nie dla prestiżu, czy wysokich zarobków. Moje doświadczenia z wolontariatu w DPSie i Domu Dziecka wpłynęły na pragnienie, by w przyszłości pracować w hospicjum. Wiem, że nie tylko moje TUCUMowskie życie tak się toczy. Wielu TUCUMowiczów bez fleszy, po cichutku „działa” w DPSach, szpitalach, pracuje z dzieciakami, z niewidomymi, czy wspiera osoby samotne. Niektórzy pracują w pojedynkę, niektórzy w grupie. Bywa też, że brakuje niektórym chęci. Jak ja uczę się zapału? Na kolanach. Tylko przez Chrystusa i z Chrystusem i w Chrystusie można pokonać zniechęcenie, właściwie ustawić motywacje, odkryć sens, czerpać radość i nie oczekiwać błyskotliwych efektów, czy spektakularnych sukcesów.

TUCUMowicze angażują się w swoich środowiskach w różne formy wolontariatu. W ramach zaangażowania na rzecz innych podejmowane są też inicjatywy o zasięgu ogólnopolskim i jest to zarówno zaangażowanie materialne, działa miłosierdzia i zaangażowanie modlitewne. Nieprzerwanie trwa akcja Modlitwa za misjonarza – jest to modlitewna adopcja misjonarza, (każdy zainteresowany na stronie www.kombonianie.pl. może wypełnić ankietę i przez określony przez siebie czas wspierać modlitwą wskazanego misjonarza) Kolejną ciekawą inicjatywą modlitewną był: Anioł na wakacje, akcja podczas której TUCUMowicze modlili się za siebie. W październiku w naszych parafiach rozprowadzaliśmy Kalendarze Misyjne 2011. Akcja miała na celu zdobycie środków materialnych na cele misyjne. Natomiast w grudniu w szkołach przeprowadziliśmy akcję Mikołaj w Afryce. Celem było zdobycie środków materialnych na budowę szkoły w Kenii. W międzyczasie trwała akcja 21.37 – modlitewna akcja o zdrowie dla chorej koleżanki, a także Dziesiątek za kraj, podczas trwania akcji chętni TUCUMowicze modlili sie i poznawali jeden kraj misyjny. Potem w Wielkim Poście akcja Mój post – Twój posiłek, czyli pozyskanie środków pieniężnych na dożywanie dzieci ulicy ze slumsów z Nairobi, w Kenii, a także Dzień Postu i Modlitwy za Misjonarzy Męczenników – dzień modlitewnej pamięci o misjonarzach męczennikach. Więcej o każdej z akcji można przeczytać na: www.kombonianie.pl