Żyć i umrzeć w Agbogbloshie

Agbogbloshie w Akrze, stolicy Ghany, to jedno z największych składowisk odpadów technologicznych na świecie. Jest miejscem pracy tysięcy ludzi narażonych na codzienny kontakt z najbardziej niebezpiecznymi substancjami toksycznymi, a tym samym skazanych na przedwczesną śmierć.

Sule uderza młotkiem w coś, co wygląda jak stara świeca zapłonowa z silnika, choć nie jest w stanie tego dostrzec wśród leżącej przed nim zbieraniny metalowych części w różnym stanie. Jest tam rozebrana mikrofalówka, kierownica samochodu, fragmenty wentylatora, przewody różnej grubości i koloru, jakieś żelazne rury… Wszystko leży na ziemi zabarwionej na czarno od popiołu. Sule mówi, że ma około 15 lat (choć wydaje się starszy), nosi dżinsy i niebieski T-shirt, poplamione sadzą podobnie jak jego skóra. „Pracuję tu już trzy lata – mówi. – W ten sposób zarabiam na życie. Handluję częściami samochodowymi, których nikt nie chce. Wiem, które z nich mogą mieć drugie życie lub jakie materiały mogę odsprzedać za niewielkie pieniądze”.

Upał w Agbogbloshie, jest jednym z największych na świecie wysypisk technologicznych, miejscu o powierzchni około dwóch hektarów położonym nad brzegiem rzeki Korle, jest taki sam, jaki panuje w każdej innej dzielnicy stolicy Ghany. Kraj liczący ponad 30 milionów mieszkańców leży nad Zatoką Gwinejską. Aż 25% jego populacji żyje poniżej granicy ubóstwa, a 7% w skrajnej nędzy. Ale z jedną znaczącą różnicą: w Agbogbloshie wysoka temperatura miesza się z toksyczną chmurą szarego pyłu i intensywnym zapachem metalu oraz spalonego plastiku. Miejsce to pachnie zanieczyszczeniami, niekończącym się brudem.

Potwierdzają to różne badania przeprowadzone w ciągu ostatnich dwóch dekad. Greenpeace w roku 2008 opublikowało raport zatytułowany „Trucie biednych. Odpady elektroniczne w Ghanie”. Poinformowano w nim, że wszystkie przeanalizowane próbki z tego miejsca zawierały kilka niebezpiecznych substancji, a niektóre z nich, bardzo toksyczne m.in. ołów, kadm i antymon, były obecne w glebie w stężeniu stukrotnie przekraczającym normy. W innym raporcie ONZ z 2014 r. stwierdzono, że zanieczyszczenie wody i gleby w ciągu dziesięciu lat zniszczyło całą bioróżnorodność na tym obszarze. Dziś można tam zobaczyć jedynie kilka kurczaków dziobiących jakieś resztki tu i ówdzie. Woda w rzece jest tak zanieczyszczona, że niemożliwością jest, aby żyły w niej jakiekolwiek ryby.

Płaca minimalna

Sule pracuje w Agbogbloshie razem z 6500 innymi osobami – według różnych szacunków liczba ta sięga nawet 40 tysięcy, w zależności od pory roku. Chłopak mieszka po drugiej stronie ulicy w Old Fadama, przedmieściu liczącym około 100 tysięcy mieszkańców, znanym jako Sodoma i Gomora ze względu na wysoki poziom przestępczości. Jest to dzielnica zamieszkana przede wszystkim przez imigrantów z północy kraju. Poziom ubóstwa znacznie tam wzrósł, a handel wszelkiego rodzaju narkotykami jest powszechny. To miejsce, którego mieszkańcy przyzwyczaili się do napadów z bronią w ręku, do ciągłych starć policji i wojska z przestępcami. Z szeregiem stłoczonych domków o ścianach z błota i blaszanych dachach, niezbyt godnych polecenia do zamieszkania.

„Wiesz, mogę zarobić około 600 cedisów miesięcznie (około 95 euro). Myślę, że to dobra pensja, ale tak naprawdę to nie mam innego wyboru. To jest moje jedyne źródło utrzymania” – mówi Sule. W Ghanie płaca minimalna wynosi około dwóch euro dziennie, więc wypowiedź tego młodego człowieka nie jest zbyt odległa od prawdy; może on zarobić o jedną trzecią więcej niż zwykły pracownik w innych sektorach gospodarki. Nawet jeśli to oznacza spędzanie 10 godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu wśród odpadów elektronicznych. Nawet jeśli musi ryzykować życie wiedząc, że będzie krótsze niż życie innych osób.

Trudno ustalić, skąd pochodzą elektroniczne odpady w Agbogbloshie i jaka jest ich ilość. Pomimo tego, że Konwencja bazylejska zakazuje eksportu e-odpadów, port w Temie co tydzień otrzymuje dziesiątki kontenerów, również z Unii Europejskiej, które przypływają jako towary wielokrotnego użytku. Wiele z nich jest tam również produkowanych. Obszerny raport Euronews, opublikowany w lipcu 2019 r., przeanalizował handlową podróż tych odpadów i ustalił, że 85% e-odpadów składowanych w Ghanie pochodzi właśnie stamtąd i różnych krajów Afryki Zachodniej.

„Szacowałbym, że około 80% eksportu z Europy do Afryki jest nielegalne. Władze portowe Ghany twierdzą, że 75% towarów wwożonych do kraju to towary używane. Pomysł jest taki, że lokalny rynek zagospodaruje ten sprzęt i spróbuje go odsprzedać. To, czego nie da się sprzedać, trafia do Agbogbloshie” – powiedział Jim Puckett, dyrektor wykonawczy Basel Action Network, organizacji zajmującej się ochroną środowiska, która w 2018 r. umieściła ponad 300 lokalizatorów GPS na e-odpadach z Europy.

Życie bez dostępu do podstawowych usług

Jeśli zapytacie pracowników wysypiska o autorytet, o szefa, który wszystko organizuje i nadzoruje, wskażą Idrisu Shaibu, mężczyznę po sześćdziesiątce, z brodą, sczerniałymi zębami i szorstką, wypłowiałą skórą. Dziś Idrisu ma na sobie białą tunikę i szarą koronkową czapkę kufi. Rozmowę prowadzoną w małej szopie przy wjeździe do Agbogbloshie przerywa tylko na muzułmańską modlitwę. „Mamy tu wiele problemów. Powiedziałbym, że najgorszy jest dym, często gęsty dym, który utrudnia oddychanie. Lekarze już nam powiedzieli, że wszystkie te chemikalia powodują bardzo poważne choroby, np. raka” – wyjaśnia.

Oficjalne statystyki jednoznacznie potwierdzają jego opinię. Prawdopodobieństwo zachorowania na raka w wyniku wdychania arsenu jest 70 tys. razy większe w Agbogbloshie niż gdziekolwiek indziej na świecie, gdzie narażenie na arsen jest przeciętne. Tak wynika z badań, które wykazały, że aż 7 na 100 pracowników wysypiska śmieci zachoruje na tę chorobę podczas swojego życia, co w kraju o tak złych warunkach sanitarnych jest równoznaczne ze śmiercią. Inne badania epidemiologiczne wykazały bezpośredni związek między narażeniem na metale obecne w tej dzielnicy a różnymi rodzajami nowotworów, chorobami układu krążenia, cukrzycą, endometriozą, przedwczesną menopauzą, zmianami w poziomie testosteronu, a także w układzie odpornościowym.

Shaibu, który buntuje się, że władze publiczne w jego kraju nie poświęcają Agbogbloshie zbyt wiele uwagi, doskonale wie, że mieszkanie w pobliżu składowiska może skrócić życie. „Mamy niewielki szpital, założony przez niemiecką organizację pozarządową, ale to nie wystarczy” – mówi. Twierdzi,  że rozwiązaniem nie jest delegalizacja miejsca ani biznesu, z którego tak wielu ludzi żyje, ani samych pracowników. „To zaczęło się około 1975 r. Na początku było nas bardzo niewielu. Z czasem przychodziło coraz więcej ludzi, zwłaszcza tych, którzy nic nie mieli. Teraz jesteśmy bardzo ważnym sektorem gospodarki kraju” – kontynuuje. Jest to jednak sektor stanowiący 88% populacji Ghany, która utrzymuje się z nieformalnego zatrudnienia.

Idrisu Shaibu zwraca również uwagę na to, jak niewiele usług jest dostępnych w Agbogbloshie. Dla dzieci z wysypiska, których liczba sięga setek, coś tak prostego jak pójście do szkoły może być prawdziwą drogą przez mękę. Według organizacji pozarządowej Africa Education Watch, wszystkie szkoły znajdujące się w pobliżu tego miejsca są prywatne i w większości niedostępne dla mieszkańców. Organizacja ta stwierdziła w zeszłym roku, że prowadzi to do przedwczesnego zakończenia podstawowej edukacji dzieci, dla których e-odpady są jednym z niewielu sposobów zarabiania na życie. Boisko piłkarskie zbudowane przed górami śmieci jest praktycznie jedyną rozrywką. Gra się rano, a jedynymi widzami są góry e-odpadów.  „Jest to jeden z obszarów kraju, który skupia wielu pracowników i daje duże obroty, ale rząd o nas zapomniał. Proszę tylko, aby politycy przyszli tu kiedyś i posłuchali, co mamy im do powiedzenia. To będzie dobre dla nich i dla nas” – podsumowuje Idrisu.

Prawie samobójcze zobowiązanie

Dla mieszkańców Old Fadama i robotników w Agbogbloshie tak prosta czynność jak jedzenie może być misją samobójczą. Czymś, co może powoli zabijać. Kolejne badania zilustrowały to na przykładzie kurzych jaj. Wynika z nich, że po pobraniu dużych próbek w kilku krajach, w jajach znoszonych przez kury z ghańskiego wysypiska stwierdzono najwyższą na świecie zawartość bromowanych dioksan, wysoce szkodliwych substancji chemicznych, które wpływają na rozwój mózgu, uszkadzają układ odpornościowy i zmieniają funkcjonowanie tarczycy. Stwierdzono również, że osoba dorosła spożywająca tylko jedno jajko dziennie od kury karmionej na obszarze Agbogbloshie przekroczyłaby tolerowaną przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności dzienną dawkę chlorowanych dioksyn aż 220-krotnie.

Sule zdaje sobie sprawę z tych wszystkich trudności. Jest świadomy, jak każdy na wysypisku, że jest bardziej narażony na zachorowanie na raka, przedwczesną śmierć z powodu spożywania skażonej żywności lub wdychania toksycznych substancji. „Trudno mi oddychać, kiedy jestem tu przez długie godziny, ale pracuję tak jak wszyscy. Co możemy zrobić? Musimy pracować, żeby zarobić na życie” – mówi. I wraca do uderzania starej świecy zapłonowej młotkiem i dłutem, jak wielu innych robotników w Agbogbloshie, podczas gdy poranny upał wciąż nie odpuszcza. Powietrze stopniowo wypełnia się gęstą, ciemną chmurą, a popiół z okolicznych ognisk wszystko zabarwia na ciemnoszary kolor. 

tekst i zdjęcia: JOSÉ IGNACIO MARTÍNEZ RODRÍGUEZ

Mężczyzna ciągnący wózek z kablami przy wjeździe do Agbogbloshie.
Wśród sterty metalowych części chłopiec szuka czegoś, co będzie mógł sprzedać.
Sule, chłopiec pracujący w Agbogbloshie i mieszkający w Old Fadama, uderza w starą świecę zapłonową podczas zwykłego dnia pracy.
Elektroniczne śmieci, nagromadzone na składowisku, wydzielają kłęby czarnego dymu i silny zapach palonego plastiku i metalu.
Stare pralki, złom samochodowy… W Agbogbloshie na wszystkim można zarobić.
Mężczyzna spaceruje wśród odpadów spalonych dzień wcześniej na składowisku w Akrze.
Na składowisku wydzielono miejsce do palenia pozostałości, które powodują utrzymującą się chmurę dymu.