Tagi:

U fryzjera

Pewien człowiek, jak zwykle co miesiąc, poszedł do fryzjera. Mężczyźni zaczęli rozmawiać na różne tematy, aż w końcu wywiązała się dyskusja o Bogu. „Wie pan – powiedział stanowczo fryzjer – ja nie wierzę, że Bóg istnieje. Gdyby był, to myśli pan, że istniałoby tyle chorób, wypadków, wojen, bólu i cierpienia? Nie mogę sobie wyobrazić Boga, który na to wszystko pozwala”. W tym momencie mężczyzna siedzący na fotelu spojrzał w okno, za którym spostrzegł człowieka z długimi zaniedbanymi włosami i brodą. „A wie pan, ja nie wierzę, że istnieją fryzjerzy!

Gdyby istnieli, to nie byłoby ludzi z długimi włosami i zapuszczonymi brodami jak ten człowiek z ulicy” – rzekł z uśmiechem na twarzy. Fryzjer zdziwiony spojrzał za okno, potem na klienta i po chwili odpowiedział: „Fryzjerzy istnieją, przecież ja nim jestem. Tylko nie wszyscy ludzie nas poszukują, by skorzystać z naszych usług”. „No właśnie – odpowiedział mężczyzna – tak samo jest z wiarą! Bóg istnieje, tylko ludzie Go nie szukają, dlatego jest tyle bólu i cierpienia na świecie”.

Wielu z nas doświadcza rozczarowania i zniechęcenia, kiedy w naszym dobrze układającym się życiu nagle pojawia się ciężka choroba albo ma miejsce tragiczny wypadek czy dotykają nas problemy w rodzinie lub też stajemy w obliczu śmierci najbliższej osoby. Wtedy i my, tak jak fryzjer, nie wyobrażamy sobie Boga, który dopuszcza do takich nieszęść. Czujemy się wówczas osamotnieni i wątpimy, że On, kochający Ojciec, naprawdę troszczy się o każdego z nas. Niektórzy mylnie uważają, że skoro Bóg nie dał im szczęścia czy błogosławieństwa, na które mieli nadzieję, to znaczy, że ich nie słucha. Tracą wtedy wiarę, łamią przykazania, świadomie poddają się przyjemnościom tego świata i odwracają od Boga.

Kiedyś pewien człowiek miał niezwykły sen. Spacerował w nim po piaszczystej plaży w towarzystwie samego Boga. Na niebie jak na ekranie przesuwały się sceny z jego życia. Każdej scenie odpowiadały dwie pary śladów stóp na piasku. Jedna para była jego, a druga Pana Boga. W którymś momencie mężczyzna zauważył tylko jedną parę śladów. Natychmiast skojarzył sobie, że wiązało się to z trudnymi chwilami jego życia: bólu, samotności, cierpienia… Z żalem więc zwrócił się do Boga: „Kiedy zdecydowałem się i ruszyłem za Tobą, obiecałeś, że nigdy mnie nie opuścisz, a widzę, że w najtrudniejszych dla mnie chwilach, nie było Ciebie przy mnie. Jak mogłeś odejść, gdy najbardziej Cię potrzebowałem?”. Bóg popatrzył na niego i powiedział: „Nigdy cię nie opuściłem, nie oddaliłem się od ciebie nawet wtedy, gdy ty odchodziłeś ode mnie. A tam, gdzie widzisz tylko jedną parę śladów, to brałem cię wówczas w ramiona, przytulałem do serca i niosłem na swoich rękach”.

A gdzie my jesteśmy, kiedy Bóg zaprasza nas do wspólnej wędrówki po „piaszczystej plaży” naszego życia? Kiedy w naszym życiu pojawiają się zawirowania i brakuje w nim szczęścia, radości i miłości, wtedy powinniśmy jeszcze bardziej być bliżej Boga! Powiedzmy, ba nawet wykrzyczmy Mu jako prawdziwemu Przyjacielowi, co leży nam na sercu, co nam się nie podoba, jak źle się czujemy i z czym nie możemy się pogodzić. Pamiętajmy jednak, że nie zawsze musi być tak, jak my tego chcemy. Pozwólmy czasem, by było tak, jak tego pragnie Bóg. Uwierzmy, że On bardzo nas kocha i daje nam siłę, abyśmy mogli pokonywać najtrudniejsze problemy. Wbrew pozorom każdy ból jest czymś dobrym, jest sygnałem, który musimy rozpoznawać, bo inaczej może nas to kosztować utratę życia. Cierpienie i różne inne trudne sytuacje, jakie przytrafiają się nam w życiu, też są potrzebne, bo wtedy możemy udowodnić Bogu, że jesteśmy razem z Nim! Nigdy nie zostawiajmy Go samego, bo On też nigdy nas nie zostawia samych! Nieważne czy nasze życie jest szczęśliwe czy pełne cierpienia, radosne czy smutne, bogate czy biedne, najważniejsze, aby zawsze był w nim Bóg!

Ewa Gniady