Tagi: ,

Godność i przetrwanie

Przedmieścia Lusaki, stolicy Zambii, można sklasyfikować według poziomu biedy. Zaledwie kilka kilometrów od zgiełku panującego w centrum, w sklepach, a przede wszystkim na ulicznych straganach, w dzielnicach George i Lilanda mnożą się polne drogi i domy bez wody pitnej, tworząc gęsto zaludnioną zabudowę, która jeszcze bardziej utrudnia wspólne życie.

Silny wiatr z dużą prędkością unosi czerwonawą ziemią, zmuszając przechodniów poruszających się po ścieżkach do zasłaniania oczu. Chaotyczna struktura ulic sprawia, że na niektórych skrzyżowaniach tworzą się wiry jeszcze bardziej ograniczające widoczność. „Co jakiś czas pył wznosi się w powietrze, pokrywa wszystko kurzem, co jest bardzo denerwujące” – mówi Chareoes, elektryk, który pracuje na własny rachunek, odkąd kilka lat temu państwowa firma przestała zawierać umowy.

Spacer rozpoczynamy wcześnie, towarzysząc miejscowym mieszkańcom, których codzienna rutyna zaczyna się wraz ze wschodem słońca. „Musimy jak najlepiej wykorzystać czas w ciągu dnia, aby zużywać jak najmniej energii elektrycznej. Codzienne obowiązki, takie jak chodzenie do publicznych źródeł, by napełnić kanistry, ponieważ w domach nie ma wody pitnej, czy warzenie piwa rzemieślniczego i wymiana produktów, zaczynają się wcześnie rano, gdyż nie ma chwili do stracenia” – dodaje Chareoes.

Właściciele murowanych sklepów polewają ziemię wodą, aby nie dopuścić do dostania się pyłu do wnętrza lokali. Porywy wiatru sprawiają, że niełatwo jest utrzymać kurz z dala od oczu. W slumsach Lilanda i George prawie nikt nie nosi maski chroniącej przed COVID-19 (tylko 3% ludności Zambii zostało zaszczepionych), ale i tak wiatr zmusza ludzi do zakrywania nosa i ust czymkolwiek, szmatką lub górną częścią ubrania.

Chareoes, ojciec czwórki dzieci, wyjaśnia, że ulice są pełne dzieci, ponieważ większości rodziców nie stać na 60 kuachas miesięcznie (około trzech i pół euro) na opłacenie czesnego w szkołach publicznych lub społecznych. „Ludzie żyją z dnia na dzień tym, co się im uda uciułać, ale tutaj bardzo trudno zaoszczędzić na coś więcej poza żywnością”. Z tego powodu ubuntu, tradycyjna filozofia – wywodząca się od Zulusów i ludu Xhosa, skupiająca się na lojalności między ludźmi, której tak bardzo bronił Nelson Mandela, a którą można przetłumaczyć jako „Jestem, bo jesteśmy” – jest prawdziwą koniecznością na biednych osiedlach przedmieść Lusaki. W różnych kolektywach młodzi ludzie, ale także starsze kobiety przekazują część tego, co mają, a co pozwala jednej z osób kupić coś, czego potrzebuje lub spłacić dług. W ten sposób suma pieniędzy rotuje, ponieważ pozostaje zobowiązanie, by zawsze wpłacać niewielką kwotę, dopóki nie nadejdzie nasza kolej.

Kobiety zazwyczaj obsługują prymitywne maszyny, za pomocą których produkują piwo rzemieślnicze z prasowanej kukurydzy. Zatrudniają młodych ludzi, którzy spędzają godziny na sprawdzaniu, czy urządzenia działają prawidłowo i kończą żmudny proces uzyskiwania płynu, który następnie pozostawiany jest do fermentacji. Alkohol jest wszechobecny na ulicach przedmieść. Można tu zobaczyć wyłożone butelkami sklepy, przy wejściu do których widnieją szyldy z piwem lub innym alkoholem, zachęcające do picia. Ich ceny o wiele bardziej przystępne niż podstawowe produkty spożywcze sprawiły, że alkoholizm stał się poważnym problemem społecznym, który ma również duży wpływ na wzrost przemocy domowej wobec kobiet. „Używają go jako środka relaksacyjnego, aby zapomnieć o kłopotach, z którymi muszą sobie poradzić, ale poważnym problemem jest to, że kiedy piją, stają się bardzo agresywni. Alkohol jest łatwo dostępny i tani, więc zaczynają go pić już wcześnie rano” – kontynuuje Chareoes.

Na ziemi widać pozostawione różne przedmioty, m.in. zabawki, którymi w ciągu dnia bawią się najmłodsze dzieci. Nie mając żadnego nadzoru, puszczają wodze fantazji i widać, że koncentrują się na tym, co sprawia im przyjemność. Pilnują się nawzajem, pięciolatek jest odpowiedzialny, by młodsze od niego dzieci ostrożnie przechodziły przez ulicę, gdzie przejeżdżają samochody, lub nie oddalały się zbytnio od drzwi wejściowych domu. Pozorna beztroska matek jest usprawiedliwiana codziennymi obowiązkami, które muszą podjąć, aby zapewnić rodzinie przynajmniej jeden posiłek dziennie. Większość kuchenek działa na węgiel drzewny, więc worki z nim znajdują się na każdym straganie obok owoców i warzyw usypanych w niewielkie stosy, przystępnych cenowo dla domowych budżetów lokalnej społeczności, oraz suszonych na słońcu ryb, które będą gotowane w sosie.

W miarę upływu poranka wzmaga się ruch. Powstają korki, kiedy furgonetki przewożące ludzi z jednego przedmieścia na drugie zaczynają zapychać główne ulice. Króluje tu absolutna cierpliwość, chociaż po długim oczekiwaniu można też zobaczyć, jak jeden kierowca pogania drugiego, by ten ruszył do przodu. Ale nie jest to nic więcej niż tylko gest wyrażający złość.

„Mamy różne poziomy ubóstwa na osiedlach (tak w Zambii nazywa się przedmieście) w zależności od tego, ile osób tam mieszka i czy stać je na usługi komunalne, jak np. wywóz śmieci” – mówi  Chareoes. Slumsy Lilanda i George, mimo że dzieli je tylko wybrukowana ulica, na której panuje ciągły ruch, pokazują wielorakie stopnie zubożenia. Podczas gdy w Lilandzie ulice są stosunkowo czyste i nie ma głębokich dziur, które w porze deszczowej zamieniają się w bagno, to w George, gdzie prawie nie ma żadnej przestrzeni między domami, śmieci piętrzą się na rogach i są częścią krajobrazu, pomimo występowania w przeszłości epidemii cholery.

„Sytuacja jest zła, ponieważ ceny w Zambii są bardzo wysokie, a za to, co zarabiamy, nie możemy kupić nawet podstawowych rzeczy. My jednak żyjemy dalej – mówi Chareoes – nie tracąc nadziei, przekonani, że edukacja jest czymś, co może przerwać błędne koło, w którym znaleźli się ludzie żyjący na przedmieściach”.

Rodziny, które tak jak Chareoes są świadome, że jest to zmiana, którą każdy może dokonać w życiu swojej rodziny, dokładają wszelkich starań, aby posłać swoje dzieci do szkoły. Jest to ich odpowiedź na to, co z zewnątrz wygląda jak stracone życie – są niewinni, a jedyną ich winą jest to, że urodzili się w miejscu pozbawionym środków do godnego życia.

tekst i zdjęcia: CARLA FIBLA GARCÍA-SALA

tłumaczenie: ALEKSANDRA RUTYNA