Osamotnienie

W starym domku na przedmieściach Krakowa mieszka pan Marek. To starszy człowiek. Od śmierci żony żyje samotnie. Dzieci i wnuki mieszkają daleko i rzadko go odwiedzają, a jedynymi osobami, z którymi utrzymuje regularny kontakt, jest listonosz oraz właściciele pobliskiego sklepiku. Sąsiedzi mówią, że mężczyzna jest niezwykle samodzielny i rzadko korzysta z czyjeś pomocy. Jednak pewnego mroźnego dnia, kiedy jego stary piecyk przestał działać, zdał sobie sprawę, że sam sobie nie poradzi z jego naprawą. W domu zaczęło robić się coraz zimniej. Przemógł się więc i poszedł do mieszkającego obok sąsiada pana Krzysztofa, który znany był z tego, że wszystko potrafi zreperować. Zapukał nieśmiało, a kiedy otworzyły się drzwi, wyjaśnił całą sytuację i poprosił o pomoc. Pan Krzysztof zaskoczony nieco wizytą sąsiada natychmiast zareagował i naprawił stary piecyk. To wydarzenie stało się początkiem spotkań obu panów przy kawie. Dla pana Marka był to przełomowy moment, bo zrozumiał, że prośba o pomoc może być pierwszym krokiem do przełamania osamotnienia.

Historia tego starszego człowieka zachęciła mnie do refleksji nad ważnym tematem osamotnienia. Jeszcze do niedawna temat ten kojarzył się nam głównie z osobami starszymi lub żyjącymi samotnie. Dziś jest to bardzo powszechny problem, który dotyka ludzi bez względu na wiek, zawód czy pochodzenie. Czasem osamotnienie spowodowane jest brakiem bliskich osób wokół nas. Nie zawsze jednak tak jest. Niejednokrotnie przecież się zdarza, że osamotnione czują się również osoby, które mają wokół siebie dużo ludzi. Mają rodziny, z którymi żyją pod jednym dachem przez wiele lat. Przypomniał mi się teraz przykład klauna Pagliacciego, który przed każdym swoim występem zakładał kostium, malował na twarzy specjalny makijaż, a kiedy kurtyna podnosiła się do góry, do łez rozśmieszał ludzi. Sam jednak miał smutek w sercu, dlatego pewnego dnia udał się do lekarza, skarżąc się na ogromne osamotnienie. Wówczas lekarz podpowiedział mu, żeby poszedł na występ niezwykle zabawnego klauna Pagliacciego. Zaproponował, aby koniecznie obejrzał jego przedstawienie, co z pewnością poprawi mu samopoczucie. Wówczas mężczyzna wybuchł płaczem, po czym wyszeptał: „Ależ panie doktorze, to ja jestem Pagliacci”.

Kochani, tak też dzieje się dzisiaj. Coraz częściej ludzie na pozór szczęśliwi czują się osamotnieni. A czy jest na to jakieś lekarstwo? Oczywiście! Przede wszystkim wiara. Potrzeba nam wiary w to, że Bóg zawsze towarzyszy człowiekowi i nigdy nie zostawia go samego. Potrzeba nam też miłości, byśmy potrafili budować bliskie relacje z innymi i zawsze o nie troskliwie dbali. Pamiętajmy, żaden telefon, komputer czy znajomi w mediach społecznościowych nie zastąpią nam osobistego kontaktu z drugą osobą. Kiedy spotykamy się twarzą w twarz, możemy kogoś przytulić, powiedzieć, że ślicznie wygląda czy podarować mu serdeczny uśmiech. Nawet najmniejsze gesty, które czynimy sobie nawzajem, zbliżają nas do siebie. Życzę Wam, Kochani, i sobie również, aby nikt z nas nigdy nie czuł się osamotniony, byśmy zawsze odczuwali obecność Boga i na swoich drogach spotykali życzliwych nam ludzi. Ale żeby tak się stało, potrzebujemy siebie nawzajem!

P.S. Proponuję Wam, abyście do swojego życia wprowadzili tak zwaną złotą godzinę. Niech w tej godzinie praca, codzienne sprawy i obowiązki zamienią się w drzwi do serca drugiego człowieka. Starajmy się, aby był to czas osobistych spotkań z innymi, wysyłania telefonicznych pozdrowień, uśmiechów i serduszek. A to z pewnością pozwoli nam bardziej doceniać wartość choćby nawet kilkuminutowego spotkania z innymi. Może dzięki temu dostrzeżemy, jak bardzo pozytywnie wpływają one na nasze samopoczucie każdego dnia…

tekst: Ewa Gniady, zdjęcie: 123RF