W tych dniach kwarantanny

Przedstawiam się tym, którzy mnie nie znają, jestem misjonarzem kombonianinem i pracuję w Tumaco na południu kolumbijskiego wybrzeża, z widokiem na Ocean Spokojny, przy granicy z Ekwadorem. Z powodu pandemii od trzech miesięcy jesteśmy zamknięci w domu. Podobnie jak cały kraj. Potwierdzono tu nieco ponad 1600 przypadków Covid-19, a 67 osób zmarło z tego powodu. Oprócz pandemii dochodzą jeszcze inne choroby, jak malaria i denga, które w ostatnich tygodniach wyniszczały populację. Ludzie, żeby się leczyć, powrócili do różnorakich form medycyny naturalnej. Ponadto mamy także plagę związaną z handlem narkotykami, częste walki grup zbrojnych o kontrolę nad terytorium, które w ostatnich miesiącach spowodowały 140 zgonów (dużo więcej niż koronawirus), a wiele osób zaginęło. Chociaż skutki tego są odczuwalne lokalnie, to jednak te „choroby” są szeroko rozpowszechnione na całym świecie. Mam zatem rację nazywając je również „pandemiami”.

Ludność bardzo cierpi z powodu kwarantanny. Ci, którzy mogą, pozostają w domu, jednak wielu, aby zarobić na chleb powszedni, musi wymyślić jakiś sposób zarobku, zwłaszcza żyjący z rybołówstwa, którzy zostali głęboko dotknięci zamknięciem granicy ekwadorskiej, gdzie sprzedaje się duże ilości ryb i skorupiaków. Należy podkreślić, że pracujący nielegalnie stanowią tu 70% lokalnej gospodarki. Rząd, organizacje pozarządowe, Kościół, wolontariusze, siły zbrojne itd. starają się pomagać. My także, na miarę naszych skromnych możliwości, udzieliliśmy pomocy finansowej współpracownikom w parafii. Pomogliśmy około trzystu rodzinom, zaopatrując je w żywność, artykuły higieniczne i dezynfekcyjne. Dzięki współpracy i pomocy różnych osób i instytucji wsparliśmy wiele rodzin, których dzieci brały udział w naszych projektach edukacyjnych.

Miejscowy system opieki zdrowotnej ma poważne kłopoty. Mimo to w ostatnich miesiącach w szpitalu w Tumaco wprowadzono znaczne ulepszenia, aby móc odpowiedzieć na wyzwania medyczne dla ludności liczącej 500 tys. osób i zamieszkującej wybrzeże Pacyfiku w departamencie Nariño. Obszar ten jest bardzo rozległy, brakuje jednak dróg, a podróżowanie jest możliwe jedynie drogą morską czy też poprzez transport rzeczny. Chorzy pozostają w domach, bo ewentualnych miejsc na oddziale intensywnej terapii jest tylko 10. 

Na naszym terytorium doświadczamy „pandemii rasizmu” ze strony państwa. Rząd od samego początku postrzegał i chciał zachować ten region należący do przodków przybyłych z Afryki i rdzennej społeczności jako strefę drugiej kategorii, przydatną tylko do niszczenia, wykorzystywania, deptania i ignorowania. Państwo postrzega tych ludzi przedmiotowo, jako przydatnych jedynie do kokainy, ropy naftowej, cennego drewna, wydobycia złota, a jednocześnie traktuje jak „niewidzialnych”, których prawa były i są deptane przez wieki. Boli, gdy się o tym mówi, ale taka jest prawda. Prawdą jest również, że wielu ludzi przyzwyczaiło się do tej rzeczywistości, zaakceptowało ją jako nieuniknioną i nauczyło się z nią żyć. Trudno tu o marzenia, trudno zaufać instytucjom, trudno myśleć o polityce wolnej od korupcji, trudno zainwestować w rozwój terytorium, na którym te same rodziny od zawsze sprawują władzę, a sprawy publiczne rozwiązuje się jedynie z korzyścią dla siebie.

W tym szczególnym okresie młodzi ludzie z prowadzonego przez nas ośrodka kultury „Centro Afro juvenil” są bardzo aktywni. Nasza miejska grupa muzyczna „Afromitu” wyprodukowała nową piosenkę. Natomiast grupa cyrkowa „Talento renaciente” jest w kontakcie z podobnymi grupami, aby kontynuować naukę. Każda młoda osoba raz w tygodniu ma kontakt poprzez Internet z profesjonalnym artystą, aby wzbogacać swój warsztat i jak najowocniej wykorzystać czas kwarantanny. Również młodzież, która przygotowuje się do bierzmowania, co tydzień otrzymuje materiały formacyjne, by trzymać się drogi wyznaczonej przez wspólnotę.

Nasze centra młodzieżowe w dzielnicach Viento, Libre i Panamá są teraz nieczynne. Mimo to nasze wolontariuszki w każdym tygodniu odwiedzają rodziny, pozostawiając dzieciom do wykonania różne zadania i rozdając niezbędną żywność, jak mleko, owies i cukier. Wykonują kserokopie i pomagają młodym w zadaniach domowych, które zostały przesłane drogą elektroniczną przez ich nauczycieli.

Staramy się nieustannie coś realizować, nawet w tych trudnych dla nas czasach.

We wspólnocie jest nas teraz trzech. Oprócz mnie jest o. Jacques Monsengo z Konga i o. Pedro Tacuri z Ekwadoru. Przybyli tutaj tuż przed wprowadzeniem restrykcji związanych z wirusem, stąd ostatnie miesiące spędzili w domu, za wyjątkiem krótkich koniecznych wyjść. Korzystamy z okazji i dużo ze sobą rozmawiamy. Poznajemy się. Dyskutujemy o sytuacji, w której się znaleźliśmy, a także o naszej pracy duszpasterskiej. Sytuacja, w której żyjemy, zarówno ta na poziomie społecznym, kulturowym, jak i geograficznym jest bardzo złożona. Trudno jednak rozmawiać o tym przy stole. Dobrze byłoby wziąć łódkę i wypłynąć, poznać terytoria, ludzi, wyzwania i trudności, ale to nie jest możliwe, jeszcze nie… Potrzeba cierpliwości. Cieszę się jednak widząc zaciekawienie, motywacje i powagę moich nowych współbraci. Cieszę się również, że w końcu jestem we wspólnocie, na stałe.

Mam nadzieję, że pozostanę tutaj, w Tumaco, przez kolejne dwa lata. Moim następcom chciałbym w jak najlepszy sposób przekazać parafię, projekty edukacyjne, a także grupy wiernych działające w różnych dzielnicach. W tym ostatnim okresie chciałbym się bardziej zaangażować w towarzyszenie wspólnotom na wioskach. Wzmocnić szkołę formującą odpowiedzialnych za wspólnoty, a także duszpasterstwo afro w diecezji. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć pomoc finansową na budowę nowej kaplicy w dzielnicy Nuevo Milenio, przy boku której znajduje się mały domek dla nas, kombonianów. Wierzę, że w końcu uda nam się przenieść do własnego solidnego domu, który pewnego dnia będziemy mogli przekazać diecezji, aby móc odpowiedzieć na nowe wyzwania misyjne i pracować na bardziej potrzebujących terenach. Do tego nasz kościół parafialny wymaga poważnego remontu. Problem jednak w tym, że ten teren może być nam zabrany, aby poszerzyć dostęp do wyspy Tumaco. Blokuje nas projekt rządowy, o którym od lat się mówi, że ma być zrealizowany, choć po dzień dzisiejszy żadnych prac nie widać.

Epoka, w której przyszło nam żyć, rozbudziła we mnie refleksje z przeszłości… Jakiś czas temu „włożyłem do szuflady” duchowość św. Karola de Foucauld, a za sprawą o. Federico Carrasquilla, mieszkającego wśród ubogich w mieście Medellin, którego podziwiam i któremu dziękuję za przykład życia ewangelicznego, powróciłem do niej. Jest to duchowość Nazaretu, która bazuje na ukrytym życiu Jezusa i tym, co dla niego ono oznaczało. Duchowość ta ukazuje nam sposób zbliżenia się do tajemnicy Boga, sposób bycia Kościołem i życia wspólnotowego.

Ojciec Carrasquilla podczas tygodniowych rekolekcji, które nam, kombonianom, prowadził na początku tego roku, mówił, że duchowość Nazaretu w sposób głęboki odpowiada na antropologiczną zmianę, która następuje w tych latach. Współczesny świat nie kieruje się odgórnie, ale oddolnie, nie poprzez rozum, lecz serce, nie poprzez racjonalizm, a poprzez relację, nie poprzez sakralne rozumienie życia, lecz świeckie. Kościół, życie zakonne, jak również jakakolwiek instytucja nie dostosowująca się do tych zmian pozostaje poza duchem czasu, poza historią. 

Duchowość Nazaretu odpowiada na tę zmianę, ponieważ:

  • „To duchowość oddolna”. Pod każdym względem. Wszystko to bez utraty choćby w najmniejszym stopniu swego charakteru duchowości objawionej. Właśnie dlatego, że nie możemy tego zrozumieć odgórnie i poprzez rozum, odkrywamy, że jest czystym darem, bezinteresownością zrodzoną z kochającego serca Boga Ojca-Matki, o którym Jezus nas pouczył. Jezus objawia w Nazarecie i z Nazaretu Boga ubogiego, wcielonego, „zagubionego w tłumie, który się nie narzuca; Boga, którego odnajdujemy i którego możemy głosić w życiu codziennym, w prostych wydarzeniach życia”.
  • „Jest to duchowość serca, przede wszystkim związana z uczuciami. Nazaret daje nam możliwość przeżycia Boga bardzo „bliskiego sercu”; aby wejść w prawdziwe zjednoczenie z Bogiem, którego „odkrywamy tylko poprzez oczy serca”. W życiu codziennym liczy się przede wszystkim miłość, prosty sposób czynienia rzeczy, ubogie podejście, nie broniące się przed drugim. To był sposób, w jaki Jezus zwracał się do mieszkańców Nazaretu i to był typ relacji, jaki utrzymywał nimi”.
  • „Jest to duchowość zasadniczo relacyjna. Tylko w życiu codziennym odkrywamy wartość i potrzebę innych; potrzebę uczenia się każdego dnia, uczenia się z relacji. W Nazarecie Jezus nauczył się wartości bliźniego, a przede wszystkim wartości maluczkich, którzy pozostają niezauważani ”.
  • „Duchowość Nazaretu jest w swej istocie duchowością świecką, w której życie jest miejscem spotkania, objawienia, a więc miejscem głoszenia Dobrej Nowiny. W Nazarecie Bóg staje się „innym bliźnim” po to, abyśmy poznali Boga w inny sposób i przez to zbliżali się do Jezusa i do Boga Jezusa”.

Wierzę, że jest to na dzień dzisiejszy wyzwaniem dla mnie. Wiele razy rozmyślam nad tym, jak mieć wpływ na społeczeństwo, jak wpływać na transformację tego terytorium, jak pozwolić tym ludziom podnieść się i powstać. Marzę o duszpasterstwie, które da nadzieję tym maluczkim w ich codziennym zmaganiu. Marzę o wspólnocie dobrze zorganizowanej, która nieustannie wzrasta i poprawia się. Wiele razy pozostaję jednak bezsilny w obliczu różnych wyzwań, wobec zorganizowanego zła, wobec handlu narkotykami, wobec tego otaczającego systemu niosącego śmierć. Niejednokrotnie czuję, że nasze duszpasterstwo skierowane jest raczej do „konserwowania” a nie do „nawrócenia”. Czuję, jakby owoce dojrzewały zbyt powoli.

Niemożność czynienia i działania w tych dniach kwarantanny zaprowadziła mnie na nowo do odkrycia wartości „bycia nad działaniem”. Odkrywam, że ludzie, którzy wokół mnie żyją, żyją duchowością Nazaretu w sposób głęboki i piękny. Ci prości ludzie są dla mnie nauczycielami, jak ludzie z Nazaretu byli nauczycielami dla Jezusa.

Dziękuję Bogu za wiele gestów solidarności, za wiele czułości. Prawie każdego dnia nasi sąsiedzi przynoszą nam jedzenie. Wiele osób, które otrzymały pomoc, przychodzą, aby coś nam ofiarować. Z pomocą ochotników udało się nam wymalować kościół od wewnątrz i na zewnątrz oraz zebrać pełną ciężarówkę śmieci, które przez to zgromadziliśmy. Nie można uścisnąć drugiej osoby, ale miło jest ujrzeć uśmiechnięte oczy, poczuć się jak w rodzinie, na dobre i na złe, i dostrzec, że ta jedność jest siłą, jest duchowością, jest zmartwychwstaniem.

Jesteśmy tego częścią i to jest błogosławieństwo. W sierpniu na nowo rozpoczniemy różne zajęcia, katechezy, projekty edukacyjne, grupy młodzieżowe, grupy dziecięce, grupy rodzin. Będą się one odbywały w małych zespołach, zgodnie ze wszystkimi zasadami bezpieczeństwa, o które prosi rząd. Uważamy, że konieczne jest rozpoczęcie od nowa, zwłaszcza w przypadku wszystkich młodych ludzi, którzy ze względu na tak dużą ilość wolnego czasu przebywają na ulicy, mogą wejść na niebezpieczne ścieżki, dołączając do lokalnych grup przestępczych.

W środku pandemii zło się nie poddaje. My także musimy dalej czynić dobro bez zniechęcenia się, nie tracąc głębi naszych korzeni w Nazarecie, z prostotą i nadzieją. Znalazłem takie słowa. Myślę, że pochodzą od ks. Tonino Bello, które czynię jako własne:

Tylko wtedy, gdy będziemy milczeć, Bóg będzie mógł mówić.

Poprzez piasek pustyni komunikował się będzie z nami.

Wielkie życia rzeczy dojrzewają w ciszy:

nawrócenie, miłość, ofiara.

Kiedy słońce zaciemnia się przed nami,

a niebo nie odpowiada na nasze wołanie,

kiedy ziemia dudni pod stopami,

a strach przed byciem porzuconym grozi rozpaczą,

pozostań blisko nas.

W tym momencie przerwij milczenie,

by wypowiedzieć nam słowa miłosne!

I poczujemy dreszcze Wielkanocy.