Tagi: ,

Witajcie w Tijuanie

Liczne białe krzyże w pobliżu słynnej plaży Las Playas upamiętniają migrantów, którzy stracili życie, próbując przedostać się do Stanów Zjednoczonych. Tijuana, najbardziej znane przygraniczne miasto w Meksyku. Znajduje się w Kalifornii Dolnej, zaledwie trzydzieści kilometrów od amerykańskiego San Diego.

W ostatnich latach miasto to stało się punktem zaczepienia dla wielu migrantów, a także miejscem, z którego migranci wracają do domów po deportacji ze Stanów Zjednoczonych. To właśnie w tym chaotycznym, pełnym przemocy mieście wspólnoty religijne starają się odpowiedzieć na rozliczne potrzeby migrantów. Współpracują ze sobą w różnych inicjatywach, jak choćby w przypadku marszów przeciwko zamknięciu granicy lub zaostrzeniu polityki dotyczącej osób szukających azylu.

Jedną z takich inicjatyw jest Centrum dla Migrantów. Otwarte w roku 1987 i prowadzone przez Zgromadzenie Misjonarzy Świętego Karola Boromeusza może przyjąć 140 osób. Przed epidemią koronawirusa przyjmowano tu tylko mężczyzn. Teraz jest to miejsce otwarte dla wszystkich migrantów, oferujące także pomoc w postaci porad prawnych, doradztwa i kursów jak znaleźć pracę. Ojciec Pat Murphy kieruje centrum od roku 2013. „Większość przybywających tu osób pochodzi z południa Meksyku lub Hondurasu. Łączy ich jeden cel: ucieczka przed przemocą i ubóstwem”. W trakcie pobytu w ośrodku, który zwykle trwa około trzydziestu dni, migranci mogą odbyć szkolenia, skorzystać z usług medycznych, zjeść trzy posiłki dziennie oraz skorzystać z miejsca do spania. Zasady przebywania są jasne: każdy gość musi pomóc w codziennym sprzątaniu, w pracach kuchennych i innych domowych obowiązkach. Z powodu epidemii ludzie mogą wychodzić do pracy, ale na wyjście w innym celu wymagana jest zgoda. Codzienną rutynę wyznacza regularny rozkład dnia.

Większość mieszkańców Centrum dla Migrantów wcześnie rano wychodzi do pracy i wraca dopiero wieczorem na kolację. Personel ośrodka służy pomocą pensjonariuszom w procedurach biurokratycznych i aktywnym poszukiwaniu pracy, aby po zakończeniu pobytu mogli wynająć własne mieszkanie. Pomimo pandemicznych obostrzeń w Tijuanie jest dużo możliwości zatrudnienia. Migranci znajdują pracę w przemyśle budowlanym, w pralniach i hotelach, jako ochroniarze lub zamiatacze dróg i pomoc przy sprzątaniu centrów handlowych. Głównym problemem są niskie płace, niewystarczające do opłacenia bardzo wysokich czynszów oraz brak transportu publicznego, który uniemożliwia podjęcie pracy daleko od miejsca zamieszkania.

Covid-19 nie ominął, niestety, Centrum dla Migrantów. Były przypadki chorych, którzy natychmiast zostali odizolowani w pomieszczeniach specjalnie wyposażonych do kwarantanny, z zapasem tlenu. Kalifornia Dolna była jednym z najbardziej dotkniętych Covidem-19 regionów Meksyku, ale ojca Murphy’ego nie odstraszył upadek publicznego systemu opieki zdrowotnej. Z pomocą współpracowników postanowił przeznaczyć połowę ośrodka dla całych rodzin.

Centrum dla Migrantów to miejsce, w którym każdy z gości ma własną historię do opowiedzenia. Historię cierpienia, smutku i niespełnionych marzeń. Doris też ma swoje trudne przeżycia. Właśnie usłyszała, że jej matka zmarła w Hondurasie, a ona nie mogła jej pożegnać. Przed dotarciem do Tijuany rodzina Doris podróżowała przez cały rok. Gerson, jej mąż, powiedział, że nie chciałby wrócić do domu, zwłaszcza teraz, gdy udało mu się uciec przed przemocą. Ich pierwszym celem było Tamaulipas, meksykański stan na granicy z Teksasem, gdzie padli ofiarą wymuszeń i uprowadzenia. Dwukrotnie próbowali przekroczyć granicę, kontaktując się z „kojotami”, czyli przemytnikami, którzy żądają nawet dwunastu tysięcy dolarów za pomoc w nielegalnym przekroczeniu granicy. Można się z nimi kontaktować tylko ustnie. Często przebywają w ośrodkach dla migrantów, udając potrzebujących. Jednak ich prawdziwym celem jest znalezienie klientów. Obiecują im bezpieczną podróż w jedną stronę do Stanów Zjednoczonych. Kojoty działają nie tylko na granicy północnej, ale wzdłuż całego szlaku migracyjnego, który zaczyna się na południu Meksyku, w stanie Chiapas, na granicy z Gwatemalą. Szlak migrantów jest jednym z najbardziej dochodowych biznesów dla lokalnych grup przestępczych. „Tak – potwierdza ojciec Murphy – to naprawdę wielki biznes. Rząd meksykański nie ma nad tym kontroli, a korupcja jest powszechna. Zawsze chodzi o pieniądze”.

Kilka miesięcy wcześniej Gersonowi i jego rodzinie udało się przeprawić przez graniczną rzekę Rio Grande w prowizorycznym pontonie i wjechać do stanu Teksas tylko po to, by być odesłanym z powrotem przez straż graniczną. Po wyborze nowego prezydenta, Joe Bidena, byli przekonani, że polityka migracyjna ulegnie zmianie. Gerson i Doris podjęli więc drugą próbę. Tym razem udali się drogą lądową, nieustraszenie przekraczając pustynny teren przy granicy. Jednak znowu czekało ich rozczarowanie. Wrócili do Centrum dla Migrantów, czekając i mając nadal nadzieję, że uda im się dotrzeć do krewnych mieszkających w Minnesocie.

Mojżesz ma 32 lata i pochodzi z Ghany. W Centrum dla Migrantów jest jedynym gościem z Afryki. Przebywa tam już od sześciu miesięcy. Jako jeden z nielicznych nie mówi po hiszpańsku i nie wykazuje żadnego zainteresowania nauką tego języka. W wolnym czasie czyta najnowsze wiadomości o sytuacji imigracyjnej w Ameryce. Opuścił rodzinną Ghanę i syna, aby podążać za swoim „amerykańskim snem” i dołączyć do brata w Ohio. Dla niego Stany Zjednoczone „to kraj nieograniczonych możliwości we wszystkich aspektach życia”. Nie udaje, że wyjechał z Ghany z braku bezpieczeństwa, ale dlatego, że w Stanach chce wykorzystać swoje studia z marketingu, rozwijać swój zawód i wysyłać pieniądze do domu, do rodziny. Kilka razy próbował przekroczyć Rio Grande, jednak do tej pory ciągle był odsyłany z powrotem. Mimo to nie poddaje się i mówi: „prędzej czy później mi się uda”.

Zmiana prezydenta w Stanach Zjednoczonych przyniosła falę nowej nadziei. Mówi się, że „w przeciwieństwie do poprzedniej administracji rząd Bidena postrzega migrację jako problem, z którym należy postępować ostrożnie. Przede wszystkim przyjął bardziej elastyczną i ludzką politykę”. To podejście faktycznie różni się od postawy Trumpa, ale prawdziwy dowód zmiany będzie widoczny w czynach. W ostatnich miesiącach oficjalna liczba osób chcących przedostać się do Stanów Zjednoczonych pobiła wszelkie rekordy. Podczas swojej wizyty wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Kamala Harris promowała utworzenie dwóch grup specjalnych do walki z handlem ludźmi oraz handlem narkotykami i korupcją. Jako pierwszy krok w planie to zainwestowanie czterech miliardów euro w regionie. Długi czas oczekiwania na owoce podjętych działań, podczas gdy ludzie cierpią i migrują, pokazuje złożoność problemu, któremu często łatwiej jest się przeciwstawić niż nim zarządzać.

tekst: Federica Mirto

tłumaczenie: Ewelina Gwóźdź

zdjęcia: www.flickr.com/photos/nathangibbs

zdjęcia: www.facebook.com/CasadelMigranteTijuana

zdjęcia: www.flickr.com/photos/jonathanmcintosh