Tagi: Ewangelia komentarz, ŚMK
Tagi: Ewangelia komentarz
Kochać w sposób bezinteresowny
W ostatnim czasie krakowska wspólnota misjonarzy kombonianów przeżyła niezwykle ważne wydarzenie. Śluby wieczyste i święcenia diakonatu swojego współbrata Benoit Azameti.
Benoit Azameti pochodzi z Togo. Swoje powołanie zawdzięcza rodzinie. Jego rodzice zawsze troszczyli się o wychowanie swoich dzieci w duchu miłości Boga. Każdego dnia o piątej rano była wspólna modlitwa. Najpierw pacierz, potem czytanie słowa Bożego na dany dzień, a następnie dzielenie się tym, co Bóg do nich mówi poprzez swoje słowo. Jako nastolatek Benoit uczęszczał na spotkania grupy powołaniowej w rodzinnej parafii. Pewnego razu siostra kombonianka, odpowiedzialna za tę grupę, podarowała mu książkę o życiu św. Daniela Comboniego. Benoit urzekło w Combonim to, jak wiele dobra dla Afryki i Afrykańczyków pomimo trudności, na które wciąż napotykał. Kiedy świat mówił coś innego, on całym sercem wierzył, że Chrystus umarł również dla Afrykańczyków. Wyjechał na misje, nie mając pewności, że kiedykolwiek stamtąd powróci. To spotkanie z Combonim, który całkowicie oddał się sprawom misji i bezgranicznie zaufał Bogu, pozwoliło Benoit dokładniej przyjrzeć się kapłanom, którzy pracowali w jego parafii.
Z czasem podjął decyzję o wstąpieniu do postulatu kombonianów. Trzy pierwsze lata formacji spędził w swoim ojczystym kraju, kolejne dwa w Beninie, a teologię studiował we Włoszech. Dziś, po dziesięciu latach formacji, Benoit jest częścią wspólnoty w Krakowie. Tutaj uczy się języka polskiego, polskiej kultury i zwyczajów.
Śluby wieczyste złożył 9 października. Na Mszy św. obecni byli przyjaciele oraz kombonianie pracujący w Polsce, a także odpowiedzialny za formację w naszym zgromadzeniu ojciec Elias Sindjalim. Podczas homilii podkreślił, jak ważne jest osobiste doświadczenie Jezusa Chrystusa jako fundamentu naszego życia chrześcijańskiego i trzeba stać się przyjacielem Jezusa, by w ten sposób doświadczyć Jego miłości i miłosierdzia. „Bóg z pewnością ‒ zwrócił się ojciec Elias do Benoit ‒ nie dlatego cię powołał, że jesteś inteligentny, młody i przystojny. Najprawdopodobniej powołał cię, ponieważ zobaczył twoją słabość, nędzę i niewystarczalność. Powołuje Cię, żeby Cię zbawić i uczynić z Ciebie narzędzie zbawienia innych. (…) Składając śluby wieczyste, pamiętaj, że to, co da sens czystości ewangelicznej, to całkowite ofiarowanie się innym. Stajemy się misjonarzami, zakonnikami właśnie dlatego, że chcemy kochać w sposób bezinteresowny. Nie ma większej miłości niż oddanie swojego życia dla innych. Pamiętaj też, że sensem ślubu posłuszeństwa jest codzienne poszukiwanie woli Bożej. A przełożeni są tylko narzędziami w Jego ręku. Jest też ślub ubóstwa. Staraj się mieć zawsze serce wolne, nieprzywiązane do rzeczy, osób czy jakichś idei. Miej serce wolne, żeby kochać Jezusa Chrystusa. Z pewnością na twojej drodze pojawią się trudności, ale pamiętaj wtedy, że Bóg jest wierny. To będzie dla ciebie źródłem prawdziwego szczęścia”.
Dzień później, 10 października, w uroczystość św. Daniela Comboniego, Benoit przyjął święcenia diakonatu z rąk biskupa Jana Zająca. W homilii usłyszeliśmy, że „Jezus Chrystus wzywa nieustannie do swojej posługi. Dziś, po raz kolejny wypełnia się Słowo Pańskie wymarzone przez proroka Izajasza. Świat potrzebuje ludzi, którzy będą głosić dobrą nowinę ubogim, opatrywać rany serc złamanych, zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę. I oto mamy tu, wśród nas kogoś, kto chce te słowa wypełnić. Oto nasz brat Benoit otrzymuje dziś święcenia diakonatu. Umocniony darem Ducha Świętego będzie pomagać w posłudze słowa, ołtarza i miłości okazując się sługą wszystkich.”
Podczas Mszy św., która miała miejsce sąsiedniej parafii Matki Bożej Królowej Polski w Krakowie, jednym z darów niesionych do ołtarza był bębenek jako symbol radości, która tak bardzo charakteryzuje Benoit. Życzymy naszemu nowemu diakonowi właśnie tej nieprzemijającej i głębokiej radości, ponieważ ‒ jak mówi papież Franciszek ‒ znakiem rozpoznawczym prawdziwego ewangelizatora jest radość.
Tagi: Franciszek, Fratelli Tutti
Nowy pokój na ziemi
Nie jestem chrześcijaninem i tym bardziej nie chciałbym podawać się za zwolennika papieża, chociaż czuję wielki podziw dla Jorge Mario Bergoglio. Już same definicje, którymi jest określany jako Najwyższy Zwierzchnik Rzymski, Wikariusz Chrystusa, Pasterz Kościoła Powszechnego, Jego Świątobliwość, budzą we mnie zdziwienie pełne jednak szacunku.
Z tego powodu uważam za zbawienny powiew myśli krytycznej, jaki wyzwala, nawet w świecie katolickim, bezprecedensowa sekwencja krytyki publicznej, która kiedyś nie istniała.
Nie trzeba rzucać oskarżeń, aby zauważyć, że po publikacji encykliki Fratelli Tutti i jednocześnie z ujawnieniem nadużyć w korzystaniu z pieniędzy pochodzących ze zbiórki Obolo św. Piotra, które kosztowały kardynała Angelo Becciu podanie się do dymisji, doszło do prawdziwego, zmasowanego ataku, skierowanego na papieża Franciszka.

Zwiastunami były prawicowe gazety. Pod wymownym nagłówkiem „Marks, Lenin i Mao bardziej umiarkowani niż Bergoglio. Encyklika Fratelli Tutti jest hymnem na cześć komunizmu” – najbardziej wyrazistym w tym względzie był Marcello Veneziani w gazecie La Verità.
Czytamy tam: „Boże chroń nas przed komunizmem papieskim. Encyklika przeciwko chrześcijańskiemu Zachodowi. Gdyby Encyklika Fratelli Tutti papieża Franciszka weszła rzeczywiście w życie, Bóg, Kościół i chrześcijaństwo, jakie znamy do tej pory, prawdopodobnie by zniknęły. Nastąpiłoby pojawienie się komunizmu i likwidacja własności prywatnej„.
Atak mający na celu potępienie papieskiego twierdzenia, że prawo do własności prywatnej nie powinno być uznawane za bezwzględne lub nietykalne; powinno być raczej podporządkowane „powszechnemu przeznaczeniu dóbr ziemi, a co za tym idzie, prawu każdego do ich używania„.
Aby nie pozostać w tyle, Pietro Senaldi, w gazecie Libero, opiera się na linii teologicznej Chicco Testa, znanego eksperta w tej dziedzinie: „W doktrynie katolickiej prymat i odpowiedzialność człowieka nad resztą planety zawsze były podstawowym założeniem, a personifikacja natury, prawie jak obdarzenie jej duszą, jest uważane za pojęcie pogańskie”.
Odnoszą się one również do struktury poprzedniej encykliki, Laudato si. W nagłówku strony: „O środowisku, Papieżu i Grecie, którzy mijają się z prawda we wszystkim„.
Nic dziwnego. Argumentując, że „polityka nie powinna być podporządkowana ekonomii, a ta z kolei nie powinna być uzależniona od opinii i od skutecznościowego paradygmatu technokracji” [n. 177], biskup Rzymu zyskał sławę jako heretyk. Podobnie, relatywizując absolutne prawo do własności prywatnej, został wezwany aby odnowić komunizm.
Nie mówmy nawet o tym, kiedy Franciszek potępia ” obsesji na punkcie obniżania kosztów pracy [i] rasizm, który nieustannie się skrywa i pojawia na nowo” [n. 20] lub domaga się swobody przemieszczania się dla migrantów.
Należy jednak zauważyć, że agresorzy pontyfikatu Bergoglio mogą liczyć na znacznie większe zaplecze z tyłu. To właśnie amerykański sekretarz stanu, Mike Pompeo, w rozmowie z dyrektorem czasopisma La Repubblica, agresywnie zaatakował trwający dialog między Watykanem a Chinami, budząc zagrożenie komunizmem dla wolnych narodów. Odrodzenie dokonane na miarę ekskomuniki Piusa XII dla tych, których czują nostalgię.
Jeśli taki jest kontekst, to nic dziwnego, że w tym kontekście, pojawia się również niepokój Kościoła włoskiego, szybko odnotowywany przez publicystów Corriere della Sera. Massimo Franco opublikował właśnie książkę o niezbyt życzliwym tytule „Enigmat Bergoglio„. Przypowieść o papieżu, w której syntetyzuje on nastroje panujące w środowisku kościelnym, do którego Becciu należał. Tam, gdzie argumentuje się, że „Bergoglio dał już wszystko i ryzykuje tylko to, że będzie się powtarzał„, jego przywództwo wykazuje „wielkie wady i sprzeczności„, podczas gdy dom św. Marty – skromna rezydencja, którą Franciszek wolał od apartamentów watykańskich – stałby się „centrum władzy„, czy nawet ” równoległą kurią„.
W wywiadzie, który przeprowadził Aldo Cazzullo, z emerytowanym kardynałem Camillo Ruini, byłym członkiem Konferencji Episkopatu Włoch, która została znacznie zmieniona wraz z początkiem pontyfikatu papieża Franciszka, możemy się doczytać: „Kościół ku upadkowi, krytykowanie papieża nie oznacza bycia przeciwko niemu”.
Nie wydaje się jednak przypadkiem, że trzy dni później, odpowiadając czytelnikom Corriere, sam Cazzullo powiedział: „Wydaje się, że nie wszystkie oczekiwania związane z wyborem papieża o imieniu Franciszek zostały dotrzymane”. Przejdźmy od razu do rzeczy: „Jeśli ktoś, kto rządzi największą diecezją w Europie, Mediolanem, i jedną ze stolic chrześcijaństwa, Paryżem, nie są kardynałem, który mógłby ubiegać się o wybór kolejnego Papieża, podczas gdy jest kardynał w Agrigento, pod którego jurysdykcją znajduje się Lampedusa, to uzasadnione jest, aby podnieść pewne kwestie sporne„.
Być może o to chodzi. Niepokoi nas nie tylko radykalnie alternatywny system kulturowy papiestwa Franciszka, przekonanego o tym, że „łudziliśmy się pozostać zdrowymi na chorej planecie” i że konieczna jest redystrybucja zasobów, nawet ze szkodą dla narodów zachodnich.
Wywołuje niecierpliwość fakt, że wprowadza on ograniczenie w nomenklaturze terytoriów, na których jeden ksiądz musi teraz przejąć cztery lub pięć parafii, ale które mimo to zamierzają utrzymać zwyczajową wagę na konklawe i w kurii.
Gad Lerner
Tłumaczenie: Misjonarze Kombonianie
Źródło: http://www.ihu.unisinos.br
Tagi: Ewangelia komentarz
Różaniec z Kenii
Od ponad czterdziestu lat Misjonarze Kombonianie głoszą Ewangelię w Amakuriat, w północno-zachodniej Kenii. Od samego początku starają się, by ludzie z plemienia Pokot poznali i pokochali Boga. Troszczą się również, by zapewnić im pracę i mogli zarabiać na swoje utrzymanie, a dzięki temu mogli lepiej żyć. Pracująca w tamtych czasach siostra Amelia z Włoch wzięła pod swoją szczególną opiekę kobiety. Razem z nimi siadała pod drzewem i uczyła je wielu przydatnych w życiu rzeczy. Żadna z tych kobiet nie umiała wówczas ani pisać, ani czytać, nie znała też oficjalnego języka Kenii – suahili. Siostra nauczyła je pisać, czytać, rozmawiać w suahili, a nawet liczyć. Pragnęła, aby w przyszłości mogły same zapracować na siebie, dlatego nauczyła je także szycia oraz robienia przeróżnych ozdób z małych, kolorowych koralików. Kobiety szybko nauczyły się robić różańce, bransoletki, paski, naszyjniki, breloczki, wisiorki i kolczyki, które sprzedawały na targu i w ten sposób zarabiały na utrzymanie swoich rodzin.
Przez ostatnie sześć lat w Amakuriat posługiwał ojciec Maciej Zieliński, kombonianin z Polski. Zainspirowany misją siostry Amelii stworzył projekt „Różaniec z Kenii”. Troszczył się, aby kobiety z plemienia Pokot nadal robiły koralikowe różańce i otrzymywały za nie godziwe wynagrodzenie. Pomimo upływu tak wielu lat ludzie z plemienia Pokot nadal żyją bardzo skromnie, większość to analfabeci. Mężczyźni niemal całe dnie spędzają na wypasaniu bydła. Dzieci często zdane są same na siebie. Chłopcy pasą krowy, kozy, barany, wielbłądy, zaś dziewczynki pomagają w domu przy gotowaniu, sprzątaniu, praniu, przynoszeniu wody i żywności. „Mamy” (tak nazywa się kobiety w kulturze Pokot) codziennie rano przygotowują śniadanie dla całej rodziny, czyli gorącą herbatę z mlekiem i dużą ilością cukru. Każdego dnia, a bywa, że i kilka razy dziennie, przynoszą wodę, po którą idą nawet kilka kilometrów i powracają z ok. 20 litrami, niosąc je na głowach. Muszą jeszcze nazbierać i przynieść drewno, by ugotować jedzenie dla całej rodziny. Ponadto sprzątają, gotują, piorą (oczywiście w rękach) i zajmują się dziećmi. Zajęć w ciągu dnia mają sporo, a do tego jeszcze dochodzi uprawa niewielkich kawałków ziemi, tzw. „poletek”, które uprawia się tylko w porze deszczowej trwającej od 3 do 4 miesięcy. Najpierw jednak muszą przygotować solidne ogrodzenie z kolczastych gałęzi, aby kozy nie weszły na uprawę i nie zjadły wszystkiego, co zostało posadzone. Potem przekopują ziemię, sieją, plewią, by w końcu zebrać jakieś plony. Zbiory kukurydzy i fasoli zależą od ilości deszczu, dlatego nie zawsze wystarczają, by wyżywić całą rodzinę. Kiedy nie mogą już pracować na polach, a dla niektórych to jedyne źródło utrzymania, „mamy” mogą zarabiać na utrzymanie swoich rodzin właśnie poprzez robienie różańców z kolorowych koralików.
Praca z koralikami do łatwych nie należy. Wymaga dużego skupienia, cierpliwości, a przede wszystkim dokładności. „Mamy” ręcznie robią różańce z malutkich koralików w różnych kolorach i nie ma dwóch takich samych różańców, każdy jest unikatem. Pięciokolorowe misyjne, białe komunijne oraz jednokolorowe. Zrobienie jednego różańca zajmuje około 3 godzin, oczywiście pod warunkiem, że jest już wprawiona i doskonale wie, jak się to robi. Dziennie jest w stanie wykonać 3 różańce. Zazwyczaj „mamy” razem siadają pod drzewem. Mają wtedy doskonałą okazję, aby się spotkać i podzielić swoimi doświadczeniami. Cieszą się z tych wspólnych spotkań, bo bardzo lubią robić różańce. Dzięki tej pracy czują się potrzebne. Dla niektórych „mam” to jedyne źródło utrzymania, jedyna praca, dzięki której mogą utrzymać swoje rodziny, naprawić skromne chaty, zakupić żywność, a nawet zapłacić czesne za naukę dzieci. Niektóre kobiety robiąc dużo różańców, odkładają pieniądze, by w przyszłości założyć swój własny „sklepik”. Christine za pieniądze zarobione przy robieniu różańców kupowała buty w Nairobi, stolicy Kenii, a potem sprzedawała je na targu w swojej wiosce.
Dzięki robieniu różańców wszystkie te kobiety zarabiają na swoje utrzymanie. Jak mówią, daje im to wielką satysfakcję i siłę do dalszego działania. Jedynym ich zmartwieniem jest, czy uda się je sprzedać. Każdy różaniec jest skrupulatnie sprawdzany przez dwie wyznaczone do tego „mamy”. To one czuwają, aby miał odpowiednią liczbę koralików i właściwe kolory. Dokładnie sprawdzają, czy jest dobrze wykonany.. Jeśli coś jest nie tak, różaniec wraca do „mamy”, która go wykonała i musi być poprawiony. Dopiero po naprawieniu błędu „mama” otrzymuje wynagrodzenie.
Dziś ponad czterysta kobiet z plemienia Pokot robi różańce z koralików. Zajęcie to stało się tak popularne, że również kobiety z innych wiosek chcą je robić. Oczywiście mogą, ale najpierw muszą się nauczyć od „mam”, które już to potrafią. Dobrym rozwiązaniem jest wysłanie jednej „mamy”, która nauczy kolejne. Musimy jednak pamiętać, że takiej kobiecie trzeba zapewnić miejsce do spania, jedzenie i godziwą zapłatę. W ten właśnie sposób Misjonarze Kombonianie łączą głoszenie Ewangelii z pomocą socjalną, medyczną i edukacyjną.
Nie tak dawno osobiście odwiedziłam ojca Macieja Zielińskiego i z bliska mogłam przyjrzeć się pracy misyjnej w Amakuriat. Poznałam także „mamy” robiące piękne koralikowe różańce. Sama próbowałam zrobić jedną dziesiątkę, ale niestety nie udało się. Musiałabym odbyć dłuższy koralikowy kurs u którejś z „mam”. Z początkiem tego roku ojciec Maciej opuścił tę misję i teraz posługuje w Nairobi, stolicy Kenii. Nad projektem czuwa teraz siostra Rahwa, kombonianka posługująca wśród ludu Pokot.
Do tego komboniańskiego projektu może dołączyć każdy z nas, zakupując choćby jeden różaniec. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że nie tylko będziemy mieli unikatowy misyjny różaniec z koralików i wesprzemy finansowo „mamy”, ale także będziemy mogli się za nie modlić na różańcu zrobionym przez nie same. W ten sposób przyczynimy się do tego, by „mamy” Pokot miały godziwą pracę i godziwe wynagrodzenie, a także ofiarujemy im swoją modlitwę, a to przecież najpiękniejszy dar, jaki możemy ofiarować drugiemu człowiekowi.
- Więcej informacje na temat różańców z Kenii: kombonianie.redakcja@post.pl
- Kontakt telefoniczny: 12 262 34 68 lub 22 676 56 28
-
-
-
-
-
-
-
-
-
- opr. Ewa Gniady
-
-
-
-
-
-
-
-
-








Tagi: Ewangelia komentarz
Tagi: Saint Egidio, uchodźcy
Tydzień Modlitwy za Uchodźców
Dziękujemy Wspólnocie SANT’EGIDIO oraz Parafii Św. Barbary w Warszawie, za zorganizowanie 29 09 2020 r. modlitwy ekumenicznej pod hasłem „UMRZEĆ Z NADZIEI” w intencji uchodźców, którzy zginęli w drodze do Europy.
Wydarzenie było częścią „Tygodnia Modlitwy za Uchodźców” objętego Patronatem Rady Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek, który trwa od 27 września do 4 października 2020 r.
W modlitwie udział wzięli przedstawiciele Kościoła ewangelicko-augsburskiego, ewangelicko-reformowanego, polskokatolickiego, grekokatolickiego. Obecni byli liczni księża, działacze organizującej modlitwę wspólnoty Sant’Egidio, a także np. Fundacji Most Solidarności czy Klubu Inteligencji Katolickiej:
O. Jacek Gniadek, SVD Dyrektor Ośrodka Migranta „Fu Shenfu” w Warszawie, O. Wiesław Dawidowski, OSA Prowincjał Augustianów w Polsce. Gospodarzem Nabożeństwa był Ks. Tomasz Zaperty Proboszcz Parafii Św. Barbary w Warszawie.
Magdalena Wolnik, liderka warszawskiej Wspólnoty Sant’Egidio, przypomniała, że już od sześciu lat organizują to wydarzenie, ale tegoroczne spotkanie jest szczególne, bo mieli okazję pojechać na Lesbos i osobiście wesprzeć uchodźców. Po Mszy członkowie wspólnoty dzielili się świadectwem z tych doświadczeń. Gdy dzisiaj będziemy się modlić, będziemy mieć w oczach i sercach twarze osób, które spotkaliśmy, ich rodzin, dzieci. Wskazała na potrzebę troski o pokój – mówiła Magdalena Wolnik i zaznaczyła: Wiemy, jak skutecznie im pomóc – poprzez korytarze humanitarne.

Modlitwa wokół krzyża
Przyniesiono do ołtarza krzyż przywieziony z Lesbos, wykonany z drewna łodzi migrantów, które rozbiły się u wybrzeży greckiej wyspy Lesbos. Kard. K. Nycz, zapowiadając wprowadzenie krzyża, powiedział: Gromadzimy się wokół krzyża, który poprowadzi naszą modlitwę. Wpatrując się w ten krzyż, odnajdziemy oczy i wyciągnięte ręce kobiet, mężczyzn i dzieci – osób, które straciły życie, próbując dotrzeć do Europy i na inne kontynenty świata. Oby pamięć o nich, oświecona Ewangelią, była żywa wśród nas i poruszając sumienia, przynaglała nas do miłości, współczucia i gościnności.
Po odczytaniu fragmentu ewangelii o uciszeniu burzy na Jeziorze, Kard. K. Nycz wygłosił homilię. Wskazał, że czas pandemii wyostrzył nasze spojrzenia na wiele ważnych spraw, ale wydaje się, że jednocześnie, zwłaszcza w przekazach medialnych, przycichło budzące sumienia opowiadanie dramatycznych historii uchodźców, uciekających przed śmiertelnym zagrożeniem do Europy, gdzie mają nadzieję znaleźć bezpieczeństwo i pokój. Przywołał dziesiątki tysięcy ludzi, którzy w drodze zginęli, podkreślił zwłaszcza ostatni pożar w obozie w Morii.
Świat, w którym żyjemy jako chrześcijanie, świat, do którego nas Pan Jezus posyła, zawsze był podobny do morza, na którym znaleźli się apostołowie w dzisiejszej ewangelii, kiedy łódź ich kołysana była burzliwymi falami, a Jezus spał – mówił kardynał, wskazując, że uczniowie szybko znaleźli sposób na zaradzenie sytuacji, budząc Jezusa by ich ratował i podziwiając Jego moc.
Jednak On zwrócił uwagę na drugi wymiar – ich małą wiarę, brak zaufania do Boga, wiary w to, że z nimi jest Jezus, nie trzeba Go budzić. Wiarę trzeba budzić w sobie, budzić po to, by się otworzyć na działanie Pana Boga, by za wyznaniem poszły też czyny – wskazał metropolita warszawski, zachęcając do modlitwy o łaskę wiary. Podkreślił, że zagrożeń nie można bagatelizować, ale przy nich zwłaszcza należy troszczyć się o swoją wiarę.
„Powinniśmy działać”
Kard. K. Nycz wskazał, że ta modlitwa chrześcijan różnych wyznań i ludzi dobrej woli, ma budzić sumienia i serca, by być wrażliwym na dramatyczne wołanie potrzebujących. Wskazał, że ten krzyk jest wstydem dla chrześcijańskiego świata, Europy ale także Polski, jeśli oczekiwana pomoc nie zostaje udzielona. Jeśli nauczanie w tej kwestii papieża Franciszka jest „wołaniem na puszczy”.
Mamy różne usprawiedliwienia, czasem mówimy, że pomagamy Ukraińcom, czasem że pomagamy na miejscu. To trzeba czynić i tamtego nie zaniedbywać! – podkreślił kard. Nycz. Wskazał, że nadzieję w tej sprawie budzi niedawne spotkanie prezydenta Andrzeja Dudy z organizującą korytarze humanitarne Wspólnotą Sant’Egidio, która takie korytarze chce realizować również w Polsce. Wyraził nadzieję, że to się uda i nic nie będzie blokowało tego dzieła. Powinniśmy działać, zaczynając od modlitwy, a kończąc na konkretnym chrześcijańskim czynie – wskazał hierarcha.
Po homilii wspomniano 2398 uchodźców, którzy od czerwca 2019 do czerwca 2020 zginęli w Morzu Śródziemnym i na innych drogach, próbując dotrzeć do Europy, poszukując bezpieczeństwa i lepszej przyszłości. Odczytano także wezwania modlitwy powszechnej, przy których zapalano świece. Naucz nas postępować zgodnie z Twoim słowem i rozpoznawać Cię, gdy spotykamy Cię jako ubogiego, słabego, więźnia, uchodźcę. Udziel nam łaski opierania się złu, w miłości do Ciebie oraz Twoich braci i sióstr, zranionych niegościnnością i ubóstwem.
Mocą Twojego Ducha uczyń nas świadkami miłości, która nie zna granic, teraz i zawsze – podsumował intencje Kard. K. Nycz. Następnie odśpiewano wspólnie Modlitwę Pańską. Znak pokoju ze względu na pandemię przekazywano sobie przez spojrzenie i uśmiech.
(Źródło: Archidiecezja Warszawska)

Tagi: Ewangelia komentarz











