Tagi: ,

Sortownia afrykańskiego złota

Złoto to najlepsza inwestycja podczas wielkich kryzysów gospodarczych i finansowych. Minione piętnaście lat charakteryzowało się zawrotnym wzrostem cen tego kruszcu, co doprowadziło do powstania kilku „rzemieślniczych kopalni” w krajach wschodniej i środkowej Afryki.

Takie przedsiębiorstwa w niestabilnych lub konfliktowych strefach, jak w przypadku Afryki, stanowią łakomy kąsek dla gangów przestępczych, grup terrorystycznych, wszelkiego rodzaju nielegalnych handlarzy, którzy chcą się nim podzielić i go kontrolować. Biznes staje się jeszcze bardziej brutalny, gdy w grę wchodzi ilość wydobywanego kruszcu, jak ma to miejsce na omawianych obszarach, gdzie wartość wydobywanego złota wynosi około trzech miliardów dolarów rocznie.

Wydobyta ruda często stanowi jedyne źródło dochodu dla około 19 milionów pracowników kopalń i społeczności, do których należą. Chociaż praca jest bardzo ciężka, wykonywana bez żadnej ochrony i angażująca nawet kobiety oraz dzieci (są malutkie, więc potrafią wczołgać się do wąskich tuneli), pracownicy otrzymują tylko niewielką część zarobków.

Badania przeprowadzone przez jedną z amerykańskich organizacji, której celem jest zdemaskowanie ekonomicznych źródeł, które wzniecają i wspierają konflikty zbrojne, wzięły pod lupę cztery najbogatsze w rezerwy złota kraje – Sudan, Sudan Południowy, Republikę Środkowoafrykańską i Demokratyczną Republikę Konga – których wspólną cechą jest to, że były areną trwających od dziesięcioleci konfliktów.

Z badań wynika, że w tej chaotycznej rzeczywistości grupy przestępcze mogą swobodnie kontrolować linie zaopatrzenia, zajmując miejsce prawnych pośredników. Mają powiązania z zagranicznymi firmami poszukującymi łatwych zarobków, które dzięki wykwalifikowanym handlowcom tuszują jakiekolwiek więzi z ugrupowaniami zbrojnymi i wprowadzają złoto na legalny rynek. Patrząc bardziej szczegółowo, widać, że we wschodnim Kongu, gdzie każdego roku wydobywa się od 10 do 20 ton złota, dzięki pracy około 250 górników zatrudnionych w tym sektorze, mniej więcej 70% kopalń jest kontrolowanych przez przemytników i ugrupowania zbrojne. Podobnie wygląda sytuacja w Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie roczne wydobycie złota wynosi około 235 milionów dolarów. Tam też 27 ugrupowań zbrojnych kontroluje przemyt 90% rocznego wydobycia złota.

Sudan produkuje 90 ton rocznie i należy do znaczących producentów złota na świecie. Tu produkcja odbywa się na skalę przemysłową z minimalną obecnością kopalń rzemieślniczych. Mimo to obowiązujące zasady są takie same, ponieważ znaczną częścią produkcji zarządza Armia Wyzwolenia Sudanu – Abdul Wahid – oraz Ruch Wyzwolenia Północy Sudanu, które dzięki funduszom generowanym przez kopalnie finansują swoją działalność.

W Sudanie Południowym wydobycie kontrolują dwie główne grupy zbrojne: Ruch Wyzwolenia Ludu Sudanu/Armia Opozycji i Front Ocalenia Narodowego.

Złoto produkowane na tych terytoriach trafia na rynek światowy: do Ameryki Północnej (Stanów Zjednoczonych), Europy, Azji i na Bliski Wschód. Jednak zanim tam dotrze, 95% produkcji przechodzi przez Dubaj, gdzie jest mieszane ze złotem z legalnego rynku w celu usunięcia wszelkich śladów jego pochodzenia, a następnie oficjalnie umieszczane na rynku międzynarodowym. Praktyce tej sprzyja słabe ustawodawstwo Zjednoczonych Emiratów Arabskich (ZEA) dotyczące tego tematu oraz nieprawidłowe praktyki kontrolne w kwestii pochodzenia i świadectw zakupu kruszcu, a także możliwość dokonywania transakcji gotówkowych lub barterowych. Czynniki te są decydujące dla dużych międzynarodowych pośredników, którzy są pozbawieni skrupułów i czynią Dubaj główną sortownią nielegalnie produkowanego złota. Złoto dla gospodarki Emiratów jest strategicznym aktywem, tuż za firmami naftowymi.

Z Dubaju złoto przewożone jest do Indii, Chin, Szwajcarii i na Bliski Wschód, co jest w istocie procesem recyklingu, za który inne kraje, zwłaszcza Szwajcaria, z pewnością ponoszą nie mniejszą odpowiedzialność. Bez wątpienia, Szwajcaria udziela znaczącego wsparcia tej strategii triangulacji z innymi miejscami docelowymi. Tam złoto pochodzące z Dubaju jest poddawane dalszej rafinacji, a następnie trafia do Wielkiej Brytanii, jednego z największych światowych importerów tego kruszcu.

Wracając do początku podróży, można zauważyć, że – zgodnie z badaniami prowadzonymi przez dyrektora organizacji Africa Confidential Patricka Smitha – z Bukavu w Południowym Kivu (DRK) co miesiąc w kierunku Zatoki przepływa 300 kg złota, podczas gdy oficjalnie jest to tylko 5 kg. Według Mario Giro, byłego wiceministra spraw zagranicznych Włoch, rafinerie obecne na obszarze Wielkich Jezior produkują aż 330 ton złota, a jedną z największych firm rafineryjnych jest ugandyjska „Afrykańska Rafineria Złota”, która może przerobić 219 ton rocznie, oraz rwandyjskie „Aldango”. Obie te rafinerie łączy fakt, że są bazą dla belgijskiej firmy, której biuro sprzedaży mieści się w Dubaju.

Wspomniany raport ukazuje również dane dotyczące eksportu i importu złota, a występujące anomalie wyraźnie pokazują, że Emiraty deklarują, że z krajów afrykańskich importują ilość złota wyższą niż na deklaracjach eksportujących go krajów.

W tym przypadku istotna jest sytuacja Sudanu, który oświadcza, że w latach 2010–2014 wyeksportował do Dubaju 152 tony złota, a ten w tym samym okresie otrzymał 248 ton; Ugandy, która zgłasza, że produkuje 3 tony złota rocznie, deklarując jednocześnie, że eksportuje około 9 ton do ZEA; Rwandy z oficjalną produkcją pomiędzy 0,03 a 0,36 tony, podczas gdy dane pokazują, że wyeksportowała ponad 18 ton. To samo dotyczy Kenii, Burundi i Czadu.

Niepokój zaczyna budzić sytuacja w rejonie Sahelu, gdzie grupy dżihadystów próbują przejąć kontrolę nad tym prężnie rozwijającym się rynkiem (łączna roczna produkcja Nigru, Mali i Burkiny Faso wynosi około 50 ton złota). W Zimbabwe, po przeciwnej stronie kontynentu, deklarowany wzrost produkcji budzi podejrzenia, że chodzi o złoto południowoafrykańskie nielegalnie kupowane i wysyłane do Dubaju.

Kolejnym elementem w tym temacie, który rzuca się w oczy analitykom i na którym należy się skoncentrować, jest partnerstwo krajów Afryki Wschodniej z Emiratami, które – poprzez ogromne inwestycje przekraczające 250 mld USD zdobyły kontrolę nad portami i infrastrukturą – mają swój wkład w afrykańskim odcinku Chińskiego Jedwabnego Szlaku. To sprawiło, że Emiraty stały się aktywnymi uczestnikami lokalnego życia politycznego, ingerując w wewnętrzne kryzysy krajów oraz udzielając wsparcia finansowego i broni różnym lokalnym grupom.

tekst: FILIPPO ROMEO

zdjęcie: flickr.com/people/julien_harneis

Żyć i umrzeć w Agbogbloshie

Agbogbloshie w Akrze, stolicy Ghany, to jedno z największych składowisk odpadów technologicznych na świecie. Jest miejscem pracy tysięcy ludzi narażonych na codzienny kontakt z najbardziej niebezpiecznymi substancjami toksycznymi, a tym samym skazanych na przedwczesną śmierć.

Sule uderza młotkiem w coś, co wygląda jak stara świeca zapłonowa z silnika, choć nie jest w stanie tego dostrzec wśród leżącej przed nim zbieraniny metalowych części w różnym stanie. Jest tam rozebrana mikrofalówka, kierownica samochodu, fragmenty wentylatora, przewody różnej grubości i koloru, jakieś żelazne rury… Wszystko leży na ziemi zabarwionej na czarno od popiołu. Sule mówi, że ma około 15 lat (choć wydaje się starszy), nosi dżinsy i niebieski T-shirt, poplamione sadzą podobnie jak jego skóra. „Pracuję tu już trzy lata – mówi. – W ten sposób zarabiam na życie. Handluję częściami samochodowymi, których nikt nie chce. Wiem, które z nich mogą mieć drugie życie lub jakie materiały mogę odsprzedać za niewielkie pieniądze”.

Upał w Agbogbloshie, jest jednym z największych na świecie wysypisk technologicznych, miejscu o powierzchni około dwóch hektarów położonym nad brzegiem rzeki Korle, jest taki sam, jaki panuje w każdej innej dzielnicy stolicy Ghany. Kraj liczący ponad 30 milionów mieszkańców leży nad Zatoką Gwinejską. Aż 25% jego populacji żyje poniżej granicy ubóstwa, a 7% w skrajnej nędzy. Ale z jedną znaczącą różnicą: w Agbogbloshie wysoka temperatura miesza się z toksyczną chmurą szarego pyłu i intensywnym zapachem metalu oraz spalonego plastiku. Miejsce to pachnie zanieczyszczeniami, niekończącym się brudem.

Potwierdzają to różne badania przeprowadzone w ciągu ostatnich dwóch dekad. Greenpeace w roku 2008 opublikowało raport zatytułowany „Trucie biednych. Odpady elektroniczne w Ghanie”. Poinformowano w nim, że wszystkie przeanalizowane próbki z tego miejsca zawierały kilka niebezpiecznych substancji, a niektóre z nich, bardzo toksyczne m.in. ołów, kadm i antymon, były obecne w glebie w stężeniu stukrotnie przekraczającym normy. W innym raporcie ONZ z 2014 r. stwierdzono, że zanieczyszczenie wody i gleby w ciągu dziesięciu lat zniszczyło całą bioróżnorodność na tym obszarze. Dziś można tam zobaczyć jedynie kilka kurczaków dziobiących jakieś resztki tu i ówdzie. Woda w rzece jest tak zanieczyszczona, że niemożliwością jest, aby żyły w niej jakiekolwiek ryby.

Płaca minimalna

Sule pracuje w Agbogbloshie razem z 6500 innymi osobami – według różnych szacunków liczba ta sięga nawet 40 tysięcy, w zależności od pory roku. Chłopak mieszka po drugiej stronie ulicy w Old Fadama, przedmieściu liczącym około 100 tysięcy mieszkańców, znanym jako Sodoma i Gomora ze względu na wysoki poziom przestępczości. Jest to dzielnica zamieszkana przede wszystkim przez imigrantów z północy kraju. Poziom ubóstwa znacznie tam wzrósł, a handel wszelkiego rodzaju narkotykami jest powszechny. To miejsce, którego mieszkańcy przyzwyczaili się do napadów z bronią w ręku, do ciągłych starć policji i wojska z przestępcami. Z szeregiem stłoczonych domków o ścianach z błota i blaszanych dachach, niezbyt godnych polecenia do zamieszkania.

„Wiesz, mogę zarobić około 600 cedisów miesięcznie (około 95 euro). Myślę, że to dobra pensja, ale tak naprawdę to nie mam innego wyboru. To jest moje jedyne źródło utrzymania” – mówi Sule. W Ghanie płaca minimalna wynosi około dwóch euro dziennie, więc wypowiedź tego młodego człowieka nie jest zbyt odległa od prawdy; może on zarobić o jedną trzecią więcej niż zwykły pracownik w innych sektorach gospodarki. Nawet jeśli to oznacza spędzanie 10 godzin dziennie przez sześć dni w tygodniu wśród odpadów elektronicznych. Nawet jeśli musi ryzykować życie wiedząc, że będzie krótsze niż życie innych osób.

Trudno ustalić, skąd pochodzą elektroniczne odpady w Agbogbloshie i jaka jest ich ilość. Pomimo tego, że Konwencja bazylejska zakazuje eksportu e-odpadów, port w Temie co tydzień otrzymuje dziesiątki kontenerów, również z Unii Europejskiej, które przypływają jako towary wielokrotnego użytku. Wiele z nich jest tam również produkowanych. Obszerny raport Euronews, opublikowany w lipcu 2019 r., przeanalizował handlową podróż tych odpadów i ustalił, że 85% e-odpadów składowanych w Ghanie pochodzi właśnie stamtąd i różnych krajów Afryki Zachodniej.

„Szacowałbym, że około 80% eksportu z Europy do Afryki jest nielegalne. Władze portowe Ghany twierdzą, że 75% towarów wwożonych do kraju to towary używane. Pomysł jest taki, że lokalny rynek zagospodaruje ten sprzęt i spróbuje go odsprzedać. To, czego nie da się sprzedać, trafia do Agbogbloshie” – powiedział Jim Puckett, dyrektor wykonawczy Basel Action Network, organizacji zajmującej się ochroną środowiska, która w 2018 r. umieściła ponad 300 lokalizatorów GPS na e-odpadach z Europy.

Życie bez dostępu do podstawowych usług

Jeśli zapytacie pracowników wysypiska o autorytet, o szefa, który wszystko organizuje i nadzoruje, wskażą Idrisu Shaibu, mężczyznę po sześćdziesiątce, z brodą, sczerniałymi zębami i szorstką, wypłowiałą skórą. Dziś Idrisu ma na sobie białą tunikę i szarą koronkową czapkę kufi. Rozmowę prowadzoną w małej szopie przy wjeździe do Agbogbloshie przerywa tylko na muzułmańską modlitwę. „Mamy tu wiele problemów. Powiedziałbym, że najgorszy jest dym, często gęsty dym, który utrudnia oddychanie. Lekarze już nam powiedzieli, że wszystkie te chemikalia powodują bardzo poważne choroby, np. raka” – wyjaśnia.

Oficjalne statystyki jednoznacznie potwierdzają jego opinię. Prawdopodobieństwo zachorowania na raka w wyniku wdychania arsenu jest 70 tys. razy większe w Agbogbloshie niż gdziekolwiek indziej na świecie, gdzie narażenie na arsen jest przeciętne. Tak wynika z badań, które wykazały, że aż 7 na 100 pracowników wysypiska śmieci zachoruje na tę chorobę podczas swojego życia, co w kraju o tak złych warunkach sanitarnych jest równoznaczne ze śmiercią. Inne badania epidemiologiczne wykazały bezpośredni związek między narażeniem na metale obecne w tej dzielnicy a różnymi rodzajami nowotworów, chorobami układu krążenia, cukrzycą, endometriozą, przedwczesną menopauzą, zmianami w poziomie testosteronu, a także w układzie odpornościowym.

Shaibu, który buntuje się, że władze publiczne w jego kraju nie poświęcają Agbogbloshie zbyt wiele uwagi, doskonale wie, że mieszkanie w pobliżu składowiska może skrócić życie. „Mamy niewielki szpital, założony przez niemiecką organizację pozarządową, ale to nie wystarczy” – mówi. Twierdzi,  że rozwiązaniem nie jest delegalizacja miejsca ani biznesu, z którego tak wielu ludzi żyje, ani samych pracowników. „To zaczęło się około 1975 r. Na początku było nas bardzo niewielu. Z czasem przychodziło coraz więcej ludzi, zwłaszcza tych, którzy nic nie mieli. Teraz jesteśmy bardzo ważnym sektorem gospodarki kraju” – kontynuuje. Jest to jednak sektor stanowiący 88% populacji Ghany, która utrzymuje się z nieformalnego zatrudnienia.

Idrisu Shaibu zwraca również uwagę na to, jak niewiele usług jest dostępnych w Agbogbloshie. Dla dzieci z wysypiska, których liczba sięga setek, coś tak prostego jak pójście do szkoły może być prawdziwą drogą przez mękę. Według organizacji pozarządowej Africa Education Watch, wszystkie szkoły znajdujące się w pobliżu tego miejsca są prywatne i w większości niedostępne dla mieszkańców. Organizacja ta stwierdziła w zeszłym roku, że prowadzi to do przedwczesnego zakończenia podstawowej edukacji dzieci, dla których e-odpady są jednym z niewielu sposobów zarabiania na życie. Boisko piłkarskie zbudowane przed górami śmieci jest praktycznie jedyną rozrywką. Gra się rano, a jedynymi widzami są góry e-odpadów.  „Jest to jeden z obszarów kraju, który skupia wielu pracowników i daje duże obroty, ale rząd o nas zapomniał. Proszę tylko, aby politycy przyszli tu kiedyś i posłuchali, co mamy im do powiedzenia. To będzie dobre dla nich i dla nas” – podsumowuje Idrisu.

Prawie samobójcze zobowiązanie

Dla mieszkańców Old Fadama i robotników w Agbogbloshie tak prosta czynność jak jedzenie może być misją samobójczą. Czymś, co może powoli zabijać. Kolejne badania zilustrowały to na przykładzie kurzych jaj. Wynika z nich, że po pobraniu dużych próbek w kilku krajach, w jajach znoszonych przez kury z ghańskiego wysypiska stwierdzono najwyższą na świecie zawartość bromowanych dioksan, wysoce szkodliwych substancji chemicznych, które wpływają na rozwój mózgu, uszkadzają układ odpornościowy i zmieniają funkcjonowanie tarczycy. Stwierdzono również, że osoba dorosła spożywająca tylko jedno jajko dziennie od kury karmionej na obszarze Agbogbloshie przekroczyłaby tolerowaną przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności dzienną dawkę chlorowanych dioksyn aż 220-krotnie.

Sule zdaje sobie sprawę z tych wszystkich trudności. Jest świadomy, jak każdy na wysypisku, że jest bardziej narażony na zachorowanie na raka, przedwczesną śmierć z powodu spożywania skażonej żywności lub wdychania toksycznych substancji. „Trudno mi oddychać, kiedy jestem tu przez długie godziny, ale pracuję tak jak wszyscy. Co możemy zrobić? Musimy pracować, żeby zarobić na życie” – mówi. I wraca do uderzania starej świecy zapłonowej młotkiem i dłutem, jak wielu innych robotników w Agbogbloshie, podczas gdy poranny upał wciąż nie odpuszcza. Powietrze stopniowo wypełnia się gęstą, ciemną chmurą, a popiół z okolicznych ognisk wszystko zabarwia na ciemnoszary kolor. 

tekst i zdjęcia: JOSÉ IGNACIO MARTÍNEZ RODRÍGUEZ

Mężczyzna ciągnący wózek z kablami przy wjeździe do Agbogbloshie.
Wśród sterty metalowych części chłopiec szuka czegoś, co będzie mógł sprzedać.
Sule, chłopiec pracujący w Agbogbloshie i mieszkający w Old Fadama, uderza w starą świecę zapłonową podczas zwykłego dnia pracy.
Elektroniczne śmieci, nagromadzone na składowisku, wydzielają kłęby czarnego dymu i silny zapach palonego plastiku i metalu.
Stare pralki, złom samochodowy… W Agbogbloshie na wszystkim można zarobić.
Mężczyzna spaceruje wśród odpadów spalonych dzień wcześniej na składowisku w Akrze.
Na składowisku wydzielono miejsce do palenia pozostałości, które powodują utrzymującą się chmurę dymu.

Katolicy Sudanu Południowego wciąż mają nadzieję na długo opóźnioną wizytę papieską

Pomimo niedawnej eskalacji przemocy w Sudanie Południowym, w tym fali ataków na duchowieństwo, katoliccy przywódcy tego kraju wciąż  mają nadzieję, że papież Franciszek w  dawno zaplanowanej podróży będzie mógł w końcu przybyć do tego kraju.

Jezuita ks. Augustyn Ekeno, który posługuje w parafii św. Teresy w diecezji Rumbek, powiedział, że wizyta ta przygotowywana od 2017 roku „przyniesie trochę nadziei ludziom w tym kraju, którzy cierpią od wielu lat i czują się opuszczeni”.

Sudan Południowy, położony na zachód od Etiopii, jest najmłodszym krajem na świecie. Uzyskał niepodległość w lipcu 2011 r., ale od tego czasu rzadko mógł cieszyć się  pokojem, w wyniku konfliktów zbrojnych między około 64 grupami etnicznymi oraz między jego rządem a różnymi grupami opozycji.

W kwietniu 2019 r. papież Franciszek gościł  w Watykanie prezydenta Sudanu Południowego Salva Kiir i kilku przywódców opozycji. Wówczas to papież dosłownie uklęknął u ich stóp, błagając o utrzymanie pokoju.

Chociaż porozumienie pokojowe ze stycznia 2020 r. wydawało się utorować drogę do papieskiej wizyty – potencjalnie zorganizowanej razem z wizytą arcybiskupa Justina Welby’ego, przywódcy Kościoła Anglikańskiego – to jednak przemoc wzrosła w ciągu ostatniego roku.

W tym miesiącu napastnicy zaatakowali północną wioskę Dungob Alei, zabijając 13 osób i raniąc 10 innych. W kwietniu katolicki biskup desygnowany do diecezji Rumbeck, kombonianin, ojciec Christian Carlassare został zaatakowany przez napastników, którzy postrzelili go w obie nogi bez wyraźnego powodu.

Ojciec Carlassare, urodzony we Włoszech misjonarz kombonianin, znajduje się ciągle w kenijskim szpitalu. W wywiadzie dla włoskiej telewizji katolickiej TV2000, Ojciec zwrócił się do wiernych swojej diecezji i wezwał tamtejszych ludzi do pracy nad wysiłkami na rzecz pojednania i pokoju.

Zróżnicowany skład etniczny Sudanu Południowego i różne przynależności religijne były głównym problemem konfliktu, zwłaszcza biorąc pod uwagę niewyjaśnione ataki na liderów  kościoła.

We wrześniu misja ONZ w Sudanie Południowym poinformowała, że ​​pandemia COVID-19 spowolniła wysiłki na rzecz wdrożenia wcześniejszego porozumienia pokojowego z 2018 roku. Ale szef misji, David Shearer, powiedział również, że pandemia „nie jest całkowicie temu winna”.

Strony konfliktu często powracały do ​​swojego „zwykłego biznesu”, zgodnie z którym „postęp w samym porozumieniu pokojowym jest utrudniony” – powiedział Shearer.

Ale pojawiły się pewne pewne nadzieje, zwłaszcza 9 maja, kiedy prezydent Kiir ostatecznie rozwiązał parlament, aby umożliwić mianowanie członków partii opozycyjnych, jak określono w umowie z 2018 roku.

Według irlandzkiej katolickiej grupy rozwojowej Trocaire, prawie cztery miliony ludzi w Sudanie Południowym jest wewnętrznie przesiedlonych lub szukają schronienia poza granicami kraju. W oświadczeniu organizacja stwierdziała, że ​​​​ponad osiem milionów ludzi w Sudanie Południowym będzie potrzebować pomocy w 2021 roku.

Ks. Jean Baptiste Musiitwa z diecezji Wau w Sudanie Południowym powiedział, że przywódcy kościelni w tym kraju robią wszystko, co w ich mocy, ale potrzebują międzynarodowej pomocy.

Wojna domowa i klęski żywiołowe, takie jak powodzie i trwająca pandemia, pogorszyły sytuację gospodarczą w Sudanie Południowym. Bank Światowy poinformował w tym miesiącu, że Sudan Południowy jest obecnie jednym z najbiedniejszych krajów świata

W związku z tym, że kraj będzie obchodził w lipcu 10 lat niepodległości, są większe oczekiwania, że ​​trwałe zobowiązanie przywódców na rzecz pokoju przyniosą lepszy los dla Sudanowi Południowego.

źródło: https://www.ncronline.org/

Przygotowawcza wyprawa rowerowa

Kochani, zapraszamy na Przygotowawczą Wyprawę Rowerową 3-6 czerwiec. Przyjeżdżamy trzeciego wieczorem, to jest w czwartek na Skośną 4 w Krakowie i następnego dnia wyjeżdżamy. Przygotowujemy rower, sakwy i polecamy się świętemu Józefowi, żeby roztaczał nad nami swoją opiekę. Pamiętajmy, że Misyjna Wyprawa Rowerowa odbędzie się 12-22 lipiec.

Do szybkiego zobaczenia!

o. Paweł Opioła

Tagi:

Szczyt UE-Afryka. Misjonarze: „miejscowa ludność nawet o tym nie wiedziała”

Ojciec Mauro Armanino (Niger) i ojciec Antonio Guarino (Zambia) skomentowali niedawny szczyt w Paryżu, który zorganizował prezydent Francji – Emmanuel Macron. Wyrazili oni wątpliwości co do pożyczek i prawdziwego pragnienia wspierania narodów i ludów afrykańskich. „Afryka jest zrównana do potrzeb finansowych świata zachodniego, co dotyczy to również Covid.”, a „Rozbieżność między sytuacją skrajnego ubóstwa, a dyskusjami toczy się na arenie dyplomatycznej”.

Paryż był gospodarzem „głośnego szczytu we Francji, ale niepozornego w Afryce. Ludzie tutaj nawet nie byli tego świadomi!”. Propozycja Francji dotycząca zniesienia patentów na szczepionki Covid-19 może przynieść pewną nadzieję (choć jest to tylko propozycja), ale „jesteśmy bardzo sceptyczni wobec strategii udzielania pożyczek MFW, która tworzy złe zadłużenie dla Afryki”. Takie jest zdanie dwóch afrykańskich misjonarzy – w Zambii i Nigrze – którzy skomentowali wnioski ze szczytu zorganizowanego przez prezydenta Emmanuela Macrona w Paryżu (18-19 maja) w celu omówienia finansowania gospodarek afrykańskich dotkniętych przez COVID-19.

Nowy Ład Macrona dla Afryki pozostaje nieprzekonujący dla niektórych misjonarzy, którzy postrzegają go jako wizję świata „daleko od codziennego życia naszych peryferii”. „Niektóre fundusze mogą dotrzeć, poprzez mechanizmy warunkowości finansowej, ale nie wybawią nas z naszych więzień ubóstwa i pustyni”, powiedział ojciec Mauro Armanino. „Widzę, że Afryka jest zrównana do potrzeb finansowych świata zachodniego. To samo podejście stosuje się do COVID-19: omawiano szczepionki i prawa patentowe. Nie wspomniano jednak o znaczeniu leczenia w Afryce oraz o tym, w jakim stopniu pandemia była i jest powstrzymywana przez służbę zdrowia.”– kontynuował o. Armanino.

Dwudziestu afrykańskich szefów państw i najwyższych urzędników rządów europejskich (wraz z kilkoma przedstawicielami UE) osiągnęło porozumienie w Paryżu w sprawie uruchomienia dodatkowych funduszy UE za pośrednictwem MFW z pakietem niskooprocentowanych pożyczek o wartości 100 miliardów dolarów na walkę z kryzysem COVID-19 w Afryce. Jednak „należy pamiętać, że są to pożyczki, a nie darowizny”, powiedział o. Antonio Guarino, misjonarz Comboni z Zambii. Tekst umowy odnosi się do zobowiązania wobec MFW. Stwierdza ona bowiem, że istnieją „zobowiązania”, warunki uzyskania funduszy oraz obowiązek spłaty, choć po niższych stawkach.”

Francja zwróciła się również o zniesienie ostatecznych barier uniemożliwiających Sudanowi otrzymywanie nowych pożyczek od MFW, ale istnieje niepewność co do spłaty. „Francja potwierdza w ten sposób swoją wyższość i kontrolę nad regionem na południe od Sahary” – zauważyli misjonarze. Macron uzyskał dobre wyniki i obietnice dotyczące dystrybucji szczepionek (Paryż wzywa do zaszczepienia 40% ludności Afryki do końca 2021 r. za pośrednictwem Covax) oraz na propozycję zniesienia patentów na szczepionki Covid-19, umożliwiając tym samym Afryce opracowanie własnej szczepionki. „Poparcie Macrona dla zniesienia patentów na szczepionki (na wzór prezydenta Bidena) jest ważnym krokiem, ale nie oznacza to, że tak się stanie! Lobby farmaceutyczne stara się temu zapobiec, jak ma to miejsce w USA i musimy temu teraz przeciwdziałać” – powiedziała Nicoletta Dentico, ekspertka w dziedzinie międzynarodowej opieki zdrowotnej.

Podczas mini-szczytu z udziałem pięciu krajów Sahelu (Nigru, Mali, Burkina Faso, Beninu i Czadu), który odbył się na marginesie głównego szczytu, dyskusje koncentrowały się na pustynnych granicach i sposobach powstrzymania dżihadystycznego terroryzmu, „ale nie wspomniano o przyjmowaniu migrantów z Nigru”, wskazał o. Armanino. „Widzimy ewidentną rozbieżność między naszą sytuacją skrajnego ubóstwa a dyskusjami to odbywających się na arenie dyplomatycznej” – dodał. „Tutaj, w Nigrze, udział prezydenta Mohameda Bazouma w tych przyziemnych, neokolonialnych spotkaniach, które konsekwentnie nie przynosiły korzyści ludziom, jest postrzegany z dezaprobatą w czasie, gdy nasi ludzie borykają się z problemami bezpieczeństwa i przetrwania w naszych piaszczystych granicach. Macron przedstawiał się jako „ratujący Afrykę Don Kichot lub Robin Hood” – podsumował misjonarz.

Źródło: https://www.comboni.org/

Tagi:

16 Maja – Międzynarodowy Dzień Pokojowego Współistnienia

Wspólne życie w pokoju polega na akceptowaniu różnic i umiejętności słuchania, rozpoznawania, szacunku i doceniania innych, a także życia w pokoju i zjednoczeniu.
Zgromadzenie Ogólne ONZ w 2016 roku ogłosiło 16 maja Międzynarodowym Dniem Pokojowego Współistnienia jako środek regularnej mobilizacji wysiłków społeczności międzynarodowej na rzecz pokoju, tolerancji, integracji, zrozumienia i solidarności. Dzień ten
ma na celu podtrzymanie pragnienia wspólnego życia i działania, zjednoczenia w różnicach i różnorodności, aby budować trwały świat pokoju, solidarności i harmonii. Zachęca wszystkie kraje do dalszego promowania pojednania, aby pomóc w zapewnieniu pokoju i zrównoważonego rozwoju, w tym poprzez współpracę ze wspólnotami, przywódcami wiary i innymi odpowiednimi podmiotami, poprzez środki pojednawcze i akty służby oraz przez zachęcanie jednostek do przebaczenia i współczucia.
Organizacja Narodów Zjednoczonych powstała po tragicznych zniszczeniach drugiej wojny światowej, w celu ochrony kolejnych pokoleń przed plagą wojny. Jednym z jej celów jest osiągnięcie międzynarodowej współpracy w rozwiązywaniu problemów międzynarodowych, m.in. poprzez promowanie i zachęcanie do poszanowania praw i podstawowych wolności człowieka dla wszystkich, bez względu na rasę, płeć, język czy religię. W 1997 roku Zgromadzenie Ogólne ogłosiło rok 2000 Międzynarodowym Rokiem Kultury Pokoju, a okres 2001-2010 Międzynarodową Dekadą Kultury Pokoju i Niestosowania Przemocy dla Dobra Dzieci na Całym Świecie.
W 1999 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło Deklarację i program działania w sprawie kultury pokoju, która służy do szerzenia kultury pokoju, równości praw, solidarności, zrozumienia i braku przemocy, tak potrzebnym całej ludzkości, w tym przyszłym pokoleniom.
Deklaracja powstała w wyniku długo utrzymywanej i cenionej koncepcji zawartej w Konstytucji UNESCO – „skoro wojny zaczynają się w umysłach ludzi, to w umysłach ludzi trzeba budować obronę pokoju. ” Deklaracja przyjmuje zasadę, że pokój to nie tylko brak konfliktu, ale także pozytywny, dynamiczny proces partycypacyjny, w którym zachęca się do dialogu, a konflikty są rozwiązywane w duchu wzajemnego zrozumienia i współpracy.
Deklaracja uznaje również, że dla spełnienia takiej aspiracji istnieje potrzeba eliminacji wszelkich form dyskryminacji i nietolerancji, w tym ze względu na rasę, kolor skóry, płeć, język, religię, przekonania polityczne lub inne, pochodzenie narodowe, etniczne lub społeczne, majątek, niepełnosprawność, urodzenie lub inny stan.

Źródło: https://www.comboni.org

Edukacja w Sudanie Południowym

W kraju o wysokim poziomie analfabetyzmu, zapewnianie edukacji przez instytucje Kościoła Katolickiego pomaga w zagwarantowaniu lepszej przyszłości wielu młodym ludziom zmagającym się z wyzwaniami związanymi z przedłużającym się konfliktem cywilnym.
„Staramy się zapewnić wysokiej jakości edukację, która nie jest zbyt kosztowna dla ludności, wśród której żyjemy”– powiedział w niedawnym wywiadzie korespondentowi ACI Africa brat Jacek Andrzej Pomykacz, polski misjonarz kombonianin, administrator dwóch szkół
podstawowych Comboniego w Yirol, jednej z parafii diecezji Rumbek w Sudanie Południowym.
W Yirol, mieście położonym około 225 km od stolicy Sudanu Południowego – Dżuby, wkład katolickich instytucji edukacyjnych w życie społeczne ma ogromną wartość. Jak zaznaczył brat Pomykacz, który jest również dyrektorem Szkoły Podstawowej Świętego Krzyża i Szkoły Świętego Daniela Comboniego, najbardziej widocznym osiągnięciem jest liczba uczniów,
którzy ukańczają naukę w tych szkołach i udają się do szkół średnich i na uniwersytet, aby rozpocząć karierę życiową. 38-letni brat dodał, że uczniowie kończący szkoły, którymi zarządza, stanowią w skali Yirol największą liczbę absolwentów szkół podstawowych oraz kontynuują edukację na najwyższym poziomie.
Pracujący w krajowej diecezji Malakal brat Jorge Rodriguez Floyd powiedział także: „Nasz system polega na zapewnieniu integralnej edukacji, która uwzględnia formację, wychowanie w wartościach, zwłaszcza wartościach chrześcijańskich naszych dzieci, naszej młodzieży, aby mogły w przyszłości rozwijać aspekty społeczne w odniesieniu do swoich społeczeństw i żyć razem jako bracia i siostry w sposób chrześcijański”. Brat Rodriguez dodał również, że uczniowie bardzo doceniają wartość i tradycję szkół Comboniego oraz integralny charakter edukacji, jaką oferują.
Przy widocznym wpływie szkół katolickich na edukację, wyzwanie nadal stanowi pozyskiwanie profesjonalnie wyszkolonych nauczycieli. W znacznym stopniu utrudnia to postęp w tym ważnym sektorze. Wielu młodych ludzi uczących w katolickich szkołach podstawowych w całym Sudanie Południowym jedynie dzieli się swoją wiedzą i nie traktuje
nauczania jako zawodu na całe życie.


Źródło: https://www.comboni.org